-To super.- podsumowałam.
Zaczęliśmy zaciętą rozmowę. Co prawda, co drugie zdanie wybuchaliśmy głośnym śmiechem...
Właśnie dojechaliśmy na mój przystanek. Ku mojemu zaskoczeniu, Josh również wyszedł.
-Mieszkasz nie daleko?- tak, super temat wybrałam.
-Widzisz ten wieżowiec.-wskazał ręką, a ja lekko przytaknęłam-To tam się wprowadziłem.
Coś mnie przez chwilę zastanawiało. Powiedział, że sam się wprowadził? A może mi już kompletnie odbija.
-Mieszkam tylko dwa bloki dalej, daleko nie mamy do siebie.- znowu nasze śmiechy było słychać 5 km dalej. Nie chciałam wracać do domu, ale trudno. Obiecałam rodzicom, że dzisiaj posprzątam w pokoju. Później w planach miałam naukę, no i co najwyżej głupawy film na wieczór. Mniej więcej tak wyglądały moje dnie (oczywiście, codziennie nie sprzątałam w pokoju xD). Przed moim blokiem wymieniliśmy się jeszcze numerami i poszliśmy w swoje strony. Miałam kochanych rodziców. Często ich nie było, bo wyjeżdżali na konferencje, jednak dbali o mnie.
Gdy uporałam się z posprzątaniem pokoju i nauką, dostałam sms-a:
Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ;) Chciałem się spytać,
czy przyjść po ciebie rano przed szkołą :*
No tak, już zapomniałam o Joshu... To miłe, że się spytał. A może po prostu nie chce mu się samemu iść... [t.i.] ogarnij się!!! O czym ja myślę! Przecież nawet przyjaciółmi nie jesteśmy. Wzięłam do ręki telefon i odpisałam:
Nie, nie przeszkadzasz :))
Jeśli chcesz, to będzie mi miło ;*
Nie dostałam odpowiedzi, aż do wieczora. Kiedy już usypiałam, usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
W takim razie, do zobaczenia rano ;)
Uśmiechnęłam się do ekranu i po ustawieniu budzika, odpłynęłam w krainy morfeusza.
Rano, obudziłam się bez większych przeszkód. Weszłam do kuchni z zamiarem przygotowania płatków (to moja rutyna). Na stole zauważyłam kartkę. No tak, rodzice znowu wyjechali. Ale co zrobić... Po chwili przestałam się tym martwić. Gdy już zjadłam, poszłam do łazienki zrobić z sobą porządek. Ubrałam się w to.
Byłam już gotowa, a zostało mi jeszcze pół godziny. Nie wiedziałam co mam robić, więc po prostu włączyłam telewizję. Tak szybko zleciał czas, że musiałam naprawdę szybko wychodzić. Pod moją klatką zobaczyłam Josha. Był podobnie ubrany, jak wczoraj. Widać taki miał styl i wcale mi to nie przeszkadzało.
-Hej, ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję- lekko się zarumieniła. Nie nienawidziłam tego... -Idziemy?
-Ślicznie się rumienisz, i tak idziemy.
Po drodze rozmawialiśmy o byle czym, jednak nie nudziliśmy się wcale. Czuliśmy się w swoim towarzystwie bardzo dobrze. Nawet nie spostrzegłam, a już byliśmy pod szkołą. Wcale nie miałam ochoty tam wchodzić. Nie w taki piękny dzień. Ale co zrobić. Na ogół jestem dobrą uczennicą i nigdy nie wagarowałam. możę za bardzo się bałam? Doszliśmy do klasy. Nasza pierwsza lekcja to matematyka-jednym słowem koszmar.
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Och przepraszam, ale się zamyśliłam- głupoty ciąg dalszy.
-Nie da się nie zauważyć- usta wygiął w zniewalającym uśmiechu.
Niestety, nie było nam dane dokończyć rozmowy, gdyż nauczyciel wszedł do klasy i wszystkich uciszył. Podczas lekcji rzadko ze sobą rozmawialiśmy. Uważnie słuchaliśmy i notowaliśmy, to co nauczyciel dyktował. Po lekcji zaczęłam rozmowę:
-Widziałeś jak te wszystkie lalunie się na ciebie patrzyły?- zaczęłam się trochę śmiać.
-Może jesteś zazdrosna?
-Nie znasz mnie jeszcze.- posłałam mu lekki uśmiech i poszłam na w-f.
Nasze dni wyglądały podobnie. Coraz bardziej się poznawaliśmy. W końcu byliśmy dla siebie podporą. Przyjaciółmi od serca. Pewnie mówicie, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Może macie racje.
Kto wie...
"Na zawsze - tej przysięgi jeszcze nie było. Zobaczymy jak poniesie nas czas"
C.D.N.
*********************************************************************************
I jak wam się podoba druga część? Sądzę, że zrobię jeszcze tylko jedną. Tak myślę ;) Do następnego...
~ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz