Kto wie...
Stałam właśnie nad nagrobkiem. Tak, byłam na cmentarzu. I pewnie się domyślacie czyje imię tam widniało. Nie wiem czemu mu nie pomogłam. Może dlatego, że odpychał mnie? Wiem, że chciał mnie uchronić, ale to nie zmienia niczego. Nie cofnę już czasu i nie odwrócę biegu wydarzeń.
Jednak zakochaliśmy się w sobie. Byliśmy szczęśliwą parą... do czasu. Może przybliżę wam, co się stało. To było nie całe pół roku temu:
Właśnie spacerowałam alejkami parku. Było słonecznie, niestety wiał zimny wiatr. W tamtej chwili nic mi jednak, nie przeszkadzało. Myślałam o moim ukochanym. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Muszę go w końcu zapytać, czy coś jest nie tak. Usłyszałam dzwonek telefonu, więc pośpiesznie odebrałam.
-Halo?
-Witam. Dzwonię ze szpitala, pan Josh... przykro mi.
Nie słuchając dalej, opadłam na kolana. Nie wiedziałam co zrobić. To w ogóle możliwe? Nie, nie,nie. Przecież on żyje. To była jakaś pomyłka
Jednak przekonałam się, że to prawda. Okazało się, iż przedawkował. Jego "wspaniali" kumple wciągnęli go w to wszystko. On nie mówił mi nic, bo nie chciał mnie martwić. Skąd wiem? Napisał do mnie list. Wspominając to wszystko jedna łezka zleciała mi po policzku. Ktoś inny na moim miejscu pewnie płakałby cały czas. Ja, po prostu wiedziałam, że nie ma sensu. To on wybrał sobie taki los. Nie przestałam go kochać do tej pory i choć cierpię w duszy, to czuję, że jest przy mnie. Mimo tego co zrobił, jak mnie zawiódł, byłam przekonana, że mnie kocha. Całe dnie chodziłam jak trup. Postanowiłam w końcu z tym skończyć. Zadbać o siebie i o swoje życie. W końcu trzeba zrobić ten pierwszy krok, by nie opaść całkiem na dno. Tyle już słyszałam słów współczucia, że sama zaczynałam sobie współczuć. Choć czasem wydawało mi się, że on stoi za mną, by upewnić się, że jestem bezpieczna. Możecie uważać mnie za wariatkę, bo może nią jestem. Kocham go i nie wiem czy zdołam ułożyć swoje myśli i uczucia. Tak bardzo chciałabym, żeby okazało się to tylko snem.
Czas powrócić do domu. Jak zwykle zresztą. No i czy to ma jakiś sens. Cmentarz i dom-to moje stałe miejsca.
Ale to koniec. ON już nie wróci. Będę dzielna.
Dla niego...
"Będziesz, choć już Cię nie ma."
Koniec.
*********************************************************************************
Troszkę smutny, ale ciągłe happy endy? Przecież nie zawsze życie jest szczęśliwe.
A tak w ogóle to zachęcam do komentowania :) Ktoś ma jakiś pomysł na opowiadanie?
~ola
Dobrze zachowany nastrój. ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się.
Zapraszam do mnie:
http://skryte-wnetrze-duszy.blogspot.com/
Miło mi to słyszeć ;)
UsuńA Twój blog jest wspaniały i będę go odwiedzać, gdy tylko będę mogła :*