poniedziałek, 26 maja 2014

Pamiętnik


15.01.12
Drogi pamiętniczku!

Pamiętam jeszcze, że gdy byłam mała miałam mnóstwo zabiegów i operacji.
Wtedy, nie wiedziałam dlaczego.
Myślałam, że każde dziecko to przechodzi i nie jestem jedyna.
Jeśli chodzi o to ostatnie, to prawda.
Już dawno temu rodzice uświadomili mi, że to jest poważna sprawa.
Oni wierzą, że z tego wyjdę.
Proszą, abym się nie poddawała, ale to nie takie proste.
Skoro wiem, że długo nie pozostanę na tym świecie, to czemu już teraz nie mogę odejść?
Po co mam się starać.
Nie widziałam już dawno temu słońca, trawy, nie wspominając o błękicie nieba.
Jak mi tego brakuje.
Tyle, że nic z tym nie zrobię.
Podłączona do tych wszystkich pikających aparatów, mogę tylko leżeć.

Amelia         





20.01.12
Drogi pamiętniczku!

Mimo, że nie jestem tu od wczoraj, nie czuję się tu dobrze.
Miejsce, jakby obce.
Niby niczego mi nie brakuje i nie jestem zupełnie sama...
Ale to nie to samo co kiedyś.
Nie mam przyjaciół do których mogłabym mówić.
Rodzice przychodzą po południu, a wychodzą wieczorem.
Ich dzienna rutyna.
Ja natomiast, oprócz brania leków i leżenia... Na tym się kończy.
Niedługo oszaleję.
Nikt nie widzi, że płaczę zamknięta w toalecie, bo nikogo to nie interesuje.
Słyszę tylko, że mam przeżyć.
A co jak ja nie chcę?

    Amelia         





2.02.12
Drogi pamiętniczku!

Lekarze nie dają mi dużo czasu.
Trochę żałuję, że tyle rzeczy mnie ominęło i ominie. 
Nic już na to nie poradzę.
Czasem trzeba powiedzieć sobie: dosyć...
U mnie to nie działa.
Muszę tak długo czekać na śmierć?
Wszyscy wokół mnie pocieszają, a ja tego nie potrzebuję.
Wystarczy, że dadzą mi spokój, powinni się zająć sobą.
Już nie jestem małym dzieckiem.
Jak widać nie dla każdego liczy się moje zdanie i uważają, że to wszystko jest dla mojego dobra.
Błagam...
Może to trochę samolubne, ale taka jestem.

Amelia         





10.03.12 
Drogi pamiętniczku!

Dawno już nie pisałam, ale nie mogłam.
Nie miałam siły.
Mój stan z dnia na dzień, staje się coraz gorszy.
Czasem nie mogę powiedzieć ani słowa.
Cieszę się, że mi się polepszyło, bo mogłam napisać ten wpis.
A to będzie chyba ostatni.
Niestety.
Jednak gdybym miała tak żyć... Wolałabym nie.
Trudno mi będzie się pożegnać z rodzinom, a rodzice... Nie chcę o tym myśleć.
Pora na mnie.
Moje serce chyba przyśpieszyło, bo słyszę coraz głośniejsze piski.
Do widzenia.

Amelia         






*******************************************************************************

Wyszedł taki pamiętnik. Jak się podoba?
A w innej sprawie - czemu nie komentujecie?
~ola     

niedziela, 25 maja 2014

Niezwyciężone marzenia

-Mamo, tato! Ja was tak strasznie proszę... Nie rozumiecie, że to są moje marzenia?
-Nie będziesz grała na tej badziewnej gitarze. Pójdziesz do szkoły i dokończysz naukę!
Tak zwykle wyglądały moje dni... A raczej mój koszmar. Uparli się na mnie, oboje. Tak bardzo chciałabym pójść do szkoły muzycznej, albo chociaż uczyć się w domu grania. Dla mnie to mnie ma różnicy. Moi rodzice, jednak mają plany wobec mnie. Mam przejąć ich głupią firmę. Nawet nie wiem czym się zajmują.
Nie obchodzi mnie to tak samo, jak ja ich.
-Nigdy się dla was nie liczyłam!?- nawet nie czekałam na odpowiedź, tylko wyszłam z domu zatrzaskując głośno drzwi.
Jak zwykle w takim momencie, poszłam do parku. Tam była cisza i spokój. Mogłam się zrelaksować i odpocząć od wszystkich problemów. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego nie mogłam grać na żadnym instrumencie. Muzyka to całe moje życie. Inna przestrzeń... Gdy robię to co kocham odłączam się od świata i tworzę swój.
Zrobiło się już ciemno, więc postanowiłam wrócić do domu. Szybkim krokiem przemierzyłam miasto i wpadałam jak huragan do domu. Chcą się bawić?... Proszę bardzo.
-Gdzie byłaś tak długo?- standard.
-A co? Może się martwiliście. Tak mi przykro.
-Jak ty się do nas zwracasz. Zaraz dostaniesz szlaban.- nie wierzę, nie umie wymyślić czegoś orginalnego?
-Zwracam się tak, jak na to zasługujecie.
Nie chcąc dalej tego wysłuchiwać, weszłam po schodach do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Nie miałam ochoty na  wizyty. Wyciągnęłam spod łóżka gitarę i po prostu zaczęłam grać. Odpłynęłam już dotykając samych jej strun.
Nie mam pojęcia ile grałam, jednak zdecydowałam, że pora położyć się spać. Odpłynęłam w krainę morfeusza, z myślą na lepsze jutro.

***

-Spakowałaś już swoje ciuszki.- jak zwykle mama musiała dodać sarkazm.
-Tak już spakowałam wszystko. Do widzenia... I jeszcze powodzenia z firmą.
Od wczoraj jestem pełnoletnia. A już dzisiaj się wyprowadzam. Zaczynam swoje nowe, piękne życie. Pójdę w świat z muzyką.

*******************************************************************************
Jak wam się podoba? Do mnie, dołączyła nowa autorka- Naomi ;)
~ola

Distance doesn't mean anything

     Od zawsze pragnęłam kogoś, kto pokochałby mnie taką jaka jestem, moje wady i zalety. Jednak los nie był dla mnie zbyt łaskawy i nigdy nie postawił na mojej drodze kogoś takiego. Aż do pewnego dnia. Pamiętam go doskonale. Był upalny dzień, a nasza klasa wybierała się na tygodniową wycieczkę nad morze. Jako, że nie zapełniliśmy wszystkich miejsc w autobusie nasza wychowawczyni postanowiła, że zabierzemy ze sobą klasę z innego miasta. Było to dość nietypowe, ale stwierdziła, że tak będzie weselej. Miała rację. Siedziałam razem ze znajomymi na końcu autokaru i kiedy zatrzymaliśmy się przed ich szkołą od razu rzuciłam się do okna. Moją uwagę od razu przykuł ciemnowłosy chłopak w niebieskiej bluzie. Moje serce zabiło kilka razy mocniej , a w brzuchu stado motyli podniosło się do lotu. Od dawna myślałam, że one już umarły, przecież tak długo się nie odzywały. 
- O ile zakład, że ten w niebieskiej będzie mój jeszcze w tym tygodniu? - zapytałam impulsywnie koleżankę, która siedziała obok. Ona strasznie lubiła podrywanie chłopaków i łatwe zakłady. Wszyscy wiedzieli, że ja nigdy nie miałam szczęścia do chłopaków. Od razu się zgodziła. Po chwili pożałowałam swoich słów, jak mogłam to powiedzieć! Idiotka ze mnie! Upatrzony chłopak usiadł niedaleko ze swoim znajomym i od razu zaczęli żywo nad czymś rozprawiać. Zagryzłam lekko wargę i przez cała podróż zastanawiałam się, co robić. Po dwóch może trzech godzinach autobus się zatrzymał, a nauczycielka powiedziała, że mamy pół godziną przerwę. Postanowiłam zostać w autokarze z nadzieją, że ona też zostanie. Moje modlitwy zostały wysłuchane!  Po kilku minutach podszedł do mnie i zapytał, czy może się przysiąść, oczywiście się zgodziłam, a jakże inaczej! 
- Jestem Kamil - przedstawił się. 
- Zuza - uśmiechnęłam się, ściskając podaną przez niego dłoń. Rozmowa się kleiła i wszystko szło bardzo dobrze. Kiedy reszta wróciła usiadłam na miejscu jego kumpla i całą drogę przegadaliśmy. 

***

          Trzeciego dnia jeden z chłopaków z drugiej szkoły zaprosił mnie i moje współlokatorki do gry w butelkę - czyli obowiązkowej zabawy każdej wycieczki! Od razu się zgodziłyśmy. Jak się okazało Kamil też był. Ucieszyłam się. Usiedliśmy na podłodze i zaczęła się gra. Po kilku kolejkach trafiło na mnie, a co najgorsze pytanie lub zadanie miała mi dac koleżanka, z którą się założyłam. 
- Biorę wyzwanie - powiedziałam hardo. Kinga - bo tak się nazywała- nachyliła się do mnie i powiedziała cicho. 
- Pocałuj go. 
Raz się żyje - pomyślałam i przygryzłam warge, patrząc na niego. Wzięłam głęboki wdech i nachyliłam się lekko. Nie sądziłam, że mój pierwszy pocałunek będzie tak wyglądał. Chyba od razu zrozumiał jakie miałam zadanie i by dalej tego nie przedłużać złączył nasze wargi w czułym pocałunku. Wplótł rękę w moje włosy i przyciągnął bliżej siebie. Stado motyli znów poderwało się do lotu. W głowie mi szumiało, to było cudowne. 

***

            Jeszcze tego samego dnia, albo raczej nocy, bo było koło dwudziestej czwartej, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Jeszcze nie spałam, moje koleżanki też. Z nadzieją, że to nie żaden z nauczycieli wstała i lekko uchyliłam drzwi. To był On. 
- Dasz się zaprosić na spacer? - zapytał, uśmiechając sie szelmowsko. 
- Ale nauczyciele...  - zaczęłam niepewnie.
- Cii... mamy jeszcze chwilę, poszli się zmienić.- Nauczyciele pilnowali nas na zmiany, by nikt nie wywinął takiego numeru jak Kamil. 
- Okej - zgodziłam się. Weszłam do pokoju po buty i bluzę i po chwili stałam po drugiej stronie drzwi. Szybko zeszliśmy na dół. Założyłam buty dopiero za bramą pensjonatu. 
- Gdzie idziemy? - zapytałam nagle, przerywając wszechobecną ciszę. 
- Na plażę - uśmiechnął się, łapiąc mnie raz rękę. Kiedy nie zobaczył mojego sprzeciwu splótł nasze palce w jedność. Czułam się przy nim takk niesamowicie, mimo tego, że znaliśmy się od kilku dni. 
- Zuza, musze ci coś powiedzieć - zaczął nagle. - Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale musisz wiedzieć, że jeszcze nigdy nie czułem się tak przy żadnej dziewczynie. Jesteś wyjątkowa. 
Serce zabiło mi mocniej. Uśmiechnęłam się pod nosem. No to zakład wygrany, ale doszły do tego uczucia, których się nie spodziewałam. 
- Wiesz, ja czuję dokładnie to samo - powiedziałam cicho, patrząc na swoje buty. Kamil stanął w miejscu i uniósł mój podbródek tak bym na niego spojrzała, po czym pocałował, ot tak! 

***

          Wracaliśmy już do domu. Bardzo zbliżyłam się do Kamila, stał się ważną częścią mojego życia. Kiedy autobus zatrzymał się przed jego szkołą nie powstrzymywałam się od wyjścia z nim. Przytulaliśmy się, obiecywaliśmy, że odległość nic nie znaczy, że już zawsze będziemy razem. Pocałował mnie po raz ostatni i musiałam wracać. 
Mieliśmy rację, odległość nic nie znaczyła. Jesteśmy szczęśliwi do tej pory. Nigdy nie dowiedział się, że na początku chodziło o zakład. Planujemy wspólną przyszłość, mam zamiar na czas studiów przeprowadzić się do jego miasta. Nic już nie zepsuje naszego szczęścia. Kocham go nad życie. 
  

_______
Cześć :) Jestem nową współautorką tego bloga i wstawiam wam tutaj moje opowiadanie, dzięki któremu tu jestem ^^ Przepraszam za wszelkie błędy :3 Czekam na wasze opinie. :)
Pozdrawiam, Naomi. 

Wolność

Mam już tego wszystkiego dosyć. Ile można siedzieć w swoim pokoju... Wszędzie kamery i ochrona. Nie do wytrzymania. To prawie jak w więzieniu. Czemu nie mogę wyjść spokojnie do ogrodu, albo przejść się do sklepu na zakupy. Nauczanie też w domu... Dziwię się, że mogę do toalety wejść sama.
Niestety, tak to już jest. Moi rodzice mają firmę, znaną na cały świat. Zastanawiam się kto by chciał mnie porwać. Może dla okupu, ale mieć kraty w oknach? Na serio wolałabym być w więzieniu.
Rozmyślałabym tak dalej, jednak przerwało mi pukanie do drzwi. Lekko się podniosłam.
-Proszę!
-Cześć. Jak się dzisiaj miewa nasza księżniczka?
Wszedł mój przyjaciel, Patrick. Od razu mówię, to mój PRZYJACIEL. Zwykle odwiedza mnie, bo jest jednym z ochroniarzy. Może sobie na to pozwolić. Poznaliśmy się, gdy byłam mała, a jego ojciec my głównym ochroniarzem. Przychodził do mnie bardzo często i tak już pozostało. Jesteśmy w tym samym wieku i świetnie się dogadujemy.
-Miałeś mnie tak nie nazywać...
-Och, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.- uwielbiam ten jego łobuzerski uśmiech.
-Nie podlizuj się tak.
Zawsze mogłam się mu wygadać lub wypłakać. Rodziców w domu nie było prawie cały czas. Naprawdę, nie wierzę, że im się to nie znudziło.
-[t.i.], rodzice przyjeżdżają jutro.- nie wiedziałam co oznacza jego niepewność.
-Nie interesuje mnie to.- odrzekłam, chyba za ostrym tonem.
-Nie o to chodzi. Pamiętasz jak mówiłaś, że chciałabyś się z tego miejsca wydostać. Będzie świetna okazja... Jeszcze dzisiaj.
-Jejku, nie wiedziałam, że mi pomożesz w takiej sprawie.
Cieszyłam się w duchu jak małe dziecko. Z tej fortecy nie łatwo wyjść. Miałam tylko nadzieję, że przez jego pomysł nie straci pracy... Nie pozwoliłabym na to.
-A jak inaczej. Posłuchaj mnie uważnie, bo mamy mało czasu...
Usłyszałam cały plan, po kolei. Wszystko opowiedział mi tak dokładnie, że nie wiem czy zapamiętałam te najdrobniejsze szczegóły. Pora rozpocząć... Moją misję.

Światła.
Krzyk.
Bieg.
Skok.
Upadek.
Syreny.
Torba.
Kamery.
Zamieszanie.
Mur.
Trawa.
Wolność...

Udało się!!! Nareszcie. Koszmar się skończył. Mimo, iż nie zbliżę się do tego miejsca, zapamiętam co zrobili dla mnie ci ludzie. Teraz jednak liczy się to, co przede mną.

"Wolę szybować wśród ptaków."


*********************************************************************************
Troszkę krótki wyszedł i przepraszam za to ;) 
Może macie jakieś pomysły na opowiadanie?  nb.buziaczek@onet.eu
Zachęcam do komentowania!!!
~ola


sobota, 24 maja 2014

Najlepsze wesele

Był ślub. Oczywiście nie mój. Chodzi o mojego kochanego kuzyna. Problem był w tym, że mieszkałam w domu dziecka i nie miałam z kim iść. I tak był problem, żeby załatwić mi przepustkę. No tak, pewnie się zastanawiacie, skoro mam rodzinę to czemu jestem w sierocincu. Po prostu nie chciałam sprawiać kłopotu, bo zostanę tu jeszcze tylko 1 rok. Tyle ludzi mnie namawiało bym jednak udała się do rodziny, ale mój charakter był nieugięty. Rodzice zginęli, gdy miałam 16 lat, czyli 13 miesięcy temu. Wracając do tematu, moja ciotka (matka kuzyna) przywiozła mnie pod kościół. Ubrana byłam w śliczną sukienkę. Zdziwiłam się, widząc tylu młodych ludzi. Zapewne to byli przyjaciele. Chyba jako jedyna byłam bez pary...
Po pięknej ceremonii, pojechaliśmy na wesele. Parę młodą przywitałam wielkim uściskiem.
-Jejku, nie wieżę. Mój kochany kuzyn się ożenił.
-No chyba nie będziesz się teraz wyśmiewać?
-Ja? I to z twojego szczęścia? Pewnie.-wybuchliśmy śmiechem.
Pogadałam z nimi jeszcze chwilę, poznałam lepiej jego żonę, a potem usiadłam na swoim miejscu. Przy moim stoliku były 3 pary i jeden chłopak (był sam), obok, którego siedziałam. Chyba miał na imię Tommy. Nie powiem, był przystojny.
Wszyscy rozmawialiśmy i poznawaliśmy się, podczas jedzenia. Później przyszedł czas na zabawę. Kapela rozpoczęła swój występ, a każdy tańczył ze swoim partnerem. Chyba tylko ja i Tom zostaliśmy przy stolikach.
-Miałabyś może ochotę zatańczyć?-słyszałam w jego głosie niepewność.
-Z przyjemnością.
W tamtym momencie, chłopak złapał mnie za rękę i mocno pociągnął na parkiet. Zaczęliśmy wirować w rytm muzyki. Gdy nadeszła wolna piosenka, przytuliliśmy się do siebie bez skrępowania. Nie wiem ile czasu spędziliśmy na tańcu, jednak mnie już zaczynało się kręcić w głowie.
-Czy moglibyśmy wyjść na chwilkę na dwór?
-Oczywiście, ale coś ci się stało?-widziałam, że się zmartwił.
-Po prostu jest mi duszno.
Za budynkiem w którym odbywało się wesele był ogród z basenem, trampolinom, huśtawkami i bujaną ławką. Wybraliśmy tę ostatnią opcję. Rozsiedliśmy się wygodnie i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Ciszę przerwał Tommy.
-Już ci lepiej? W każdej chwili mogę odwieść cię do domu.
Nie wiedząc co mówi, naruszył bardzo drażliwy temat. Sprawił mi przykrość, choć nie mogę się na niego gniewać. Nie wie, że nie mam domu. Z drugiej strony to ja chciałam tam zostać. Ale kto by chciał, sprawiać komuś kłopot.
-Taaak. Już mi lepiej.-starałam się, aby zabrzmiało to naturalnie, jednak w pewnym momencie mój głos zadrżał.
-Nie wydaje mi się. Czy ty płaczesz?
Och, nie. Nawet nie zauważyłam kiedy po moich policzkach pociekły łzy.
-Przepraszam, to nic.
-Skoro nic, to powiedz mi.-może powinnam się komuś wygadać.
-No więc, kiedy powiedziałeś, że mnie odwieziesz do domu.... Problem w tym, iż nie mam domu.- widziałam w jego oczach zmartwienie i zaskoczenie -Mieszkam w sierocincu. Trochę glupio mi o tym mówić, ale tak już jest.
-Nie miałem pojęcia, ja bardzo...-uciszyłam go delikatnym gestem dłoni -Mogę wiedzieć ile masz lat?
-Siedemnaście. Proszę nie mówmy o tym. Nic nie wiedziałeś i to może ja zareagowałam zbyt ostro...- tym razem to on mnie uciszył i pociągnął za sobą. Po chwili zdałam sobie sprawę, że jesteśmy przy trampolinie. Tak, to trochę głupie i chyba wiem co kombinuję.
-Zdejmuj buty i wskakujemy. -oznajmił z uśmiechem.
Posłusznie zdjęłam obuwie i z lekkim zachwianiem, weszłam do środka trampoliny. Nagle poczułam ręce na swojej  talii.
-Trzymaj się mnie i mam nadzieję, że się nie boisz.
-Oczywiście, że nie. Uważaj żebyś się czasem nie przewrócił.- dodałam z sarkazmem, na co przewrócił oczami.
Zaczęliśmy zabawę. Krzyczeliśmy na cały głos, świetnie się przy tym bawiąc. Co chwila któreś z nas upadało, przez co wybuchaliśmy głośnym śmiechem. Gdy już nie mieliśmy siły na nic, usiedliśmy na miękkim materiale.
-Nie sądzisz, że powinniśmy już iść?- tak, na prawdę to chciałam zostać jeszcze dłużej.
-Nie. Pewnie nikt nie zauważył, że nas nie ma.
Popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie widziałam jeszcze takiego pięknego koloru, jak jego. Były tak niesamowite, nie chciałam odrywać się od tego widoku. Widziałam, że pochyla się w moją stronę i wcale nie protestowałam, choć wiedziałam co może się stać. To niesamowite prawda? Znamy się tylko kilka godzin. Jak dla mnie, to miłość od pierwszego wejrzenia.
Wreszcie się stało. Słodki i pełen miłości pocałunek.
-Ja... Chyba....-zaczął się jąkać i odsunął się na kawałek.
-Nie nic się nie stało. Muszę nawet powiedzieć, że mi się podobało... Bardzo.
Nie powiedział już nic, tylko wpił się w moje wargi jeszcze raz tej nocy.
Było mi wszystko obojętne. Nie zaprzątałam sobie już niczym głowy. Był tylko on.

 "To serce nas prowadzi przez życie, nie czas."


*********************************************************************************
Jak wam się podoba? Troszkę banalny...
Przypominam o zgłoszeniach. Do następnego! ;)
~ola


wtorek, 13 maja 2014

Czy to było "szczęście"... Cz. 3 (Ostatnia)

Pewnie mówicie, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Może macie racje.
Kto wie...


Stałam właśnie nad nagrobkiem. Tak, byłam na cmentarzu. I pewnie się domyślacie czyje imię tam widniało. Nie wiem czemu mu nie pomogłam. Może dlatego, że odpychał mnie? Wiem, że chciał mnie uchronić, ale to nie zmienia niczego. Nie cofnę już czasu i nie odwrócę biegu wydarzeń. 

Jednak zakochaliśmy się w sobie. Byliśmy szczęśliwą parą... do czasu. Może przybliżę wam, co się stało. To było nie całe pół roku temu:
Właśnie spacerowałam alejkami parku. Było słonecznie, niestety wiał zimny wiatr. W tamtej chwili nic mi jednak, nie przeszkadzało. Myślałam o moim ukochanym. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Muszę go w końcu zapytać, czy coś jest nie tak. Usłyszałam dzwonek telefonu, więc pośpiesznie odebrałam.
-Halo?
-Witam. Dzwonię ze szpitala, pan Josh... przykro mi.
Nie słuchając dalej, opadłam na kolana. Nie wiedziałam co zrobić. To w ogóle możliwe? Nie, nie,nie. Przecież on żyje. To była jakaś pomyłka
Jednak przekonałam się, że to prawda. Okazało się, iż przedawkował. Jego "wspaniali" kumple wciągnęli go w to wszystko. On nie mówił mi nic, bo nie chciał mnie martwić. Skąd wiem? Napisał do mnie list. Wspominając to wszystko jedna łezka zleciała mi po policzku. Ktoś inny na moim miejscu pewnie płakałby cały czas. Ja, po prostu wiedziałam, że nie ma sensu. To on wybrał sobie taki los. Nie przestałam go kochać do tej pory i choć cierpię w duszy, to czuję, że jest przy mnie. Mimo tego co zrobił, jak mnie zawiódł, byłam przekonana, że mnie kocha. Całe dnie chodziłam jak trup. Postanowiłam w końcu z tym skończyć. Zadbać o siebie i o swoje życie. W końcu trzeba zrobić ten pierwszy krok, by nie opaść całkiem na dno. Tyle już słyszałam słów współczucia, że sama zaczynałam sobie współczuć. Choć czasem wydawało mi się, że on stoi za mną, by upewnić się, że jestem bezpieczna. Możecie uważać mnie za wariatkę, bo może nią jestem. Kocham go i nie wiem czy zdołam ułożyć swoje myśli i uczucia. Tak bardzo chciałabym, żeby okazało się to tylko snem. 
Czas powrócić do domu. Jak zwykle zresztą. No i czy to ma jakiś sens. Cmentarz i dom-to moje stałe miejsca. 
Ale to koniec. ON już nie wróci. Będę dzielna.
Dla niego...

"Będziesz, choć już Cię nie ma."


Koniec.
*********************************************************************************

Troszkę smutny, ale ciągłe happy endy? Przecież nie zawsze życie jest szczęśliwe.
A tak w ogóle to zachęcam do komentowania :) Ktoś ma jakiś pomysł na opowiadanie?
~ola

poniedziałek, 12 maja 2014

Czy to było "szczęście"... Cz. 2

-Nie jest tak źle, jak myślałem.-właśnie wsiedliśmy do autobusu. Byłam ciekawa czy mieszka daleko.
-To super.- podsumowałam.
Zaczęliśmy zaciętą rozmowę. Co prawda, co drugie zdanie wybuchaliśmy głośnym śmiechem...


Właśnie dojechaliśmy na mój przystanek. Ku mojemu zaskoczeniu, Josh również wyszedł. 
-Mieszkasz nie daleko?- tak, super temat wybrałam.
-Widzisz ten wieżowiec.-wskazał ręką, a ja lekko przytaknęłam-To tam się wprowadziłem.
Coś mnie przez chwilę zastanawiało. Powiedział, że sam się wprowadził? A może mi już kompletnie odbija.
-Mieszkam tylko dwa bloki dalej, daleko nie mamy do siebie.- znowu nasze śmiechy było słychać       5 km dalej. Nie chciałam wracać do domu, ale trudno. Obiecałam rodzicom, że dzisiaj posprzątam w pokoju. Później w planach miałam naukę, no i co najwyżej głupawy film na wieczór. Mniej więcej tak wyglądały moje dnie (oczywiście, codziennie nie sprzątałam w pokoju xD). Przed moim blokiem wymieniliśmy się jeszcze numerami i poszliśmy w swoje strony. Miałam kochanych rodziców. Często ich nie było, bo wyjeżdżali na konferencje, jednak dbali o mnie.
Gdy uporałam się z posprzątaniem pokoju i nauką, dostałam sms-a:

Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ;) Chciałem się spytać, 
czy przyjść po ciebie rano przed szkołą :*

No tak, już zapomniałam o Joshu... To miłe, że się spytał. A może po prostu nie chce mu się samemu iść... [t.i.] ogarnij się!!! O czym ja myślę! Przecież nawet przyjaciółmi nie jesteśmy. Wzięłam do ręki telefon i odpisałam:

Nie, nie przeszkadzasz :))
Jeśli chcesz, to będzie mi miło ;*

Nie dostałam odpowiedzi, aż do wieczora. Kiedy już usypiałam, usłyszałam dźwięk mojego telefonu.

W takim razie, do zobaczenia rano ;)

Uśmiechnęłam się do ekranu i po ustawieniu budzika, odpłynęłam w krainy morfeusza.
Rano, obudziłam się bez większych przeszkód. Weszłam do kuchni z zamiarem przygotowania płatków (to moja rutyna). Na stole zauważyłam kartkę. No tak, rodzice znowu wyjechali. Ale co zrobić... Po chwili przestałam się tym martwić. Gdy już zjadłam, poszłam do łazienki zrobić z sobą porządek. Ubrałam się w to.
Byłam już gotowa, a zostało mi jeszcze pół godziny. Nie wiedziałam co mam robić, więc po prostu włączyłam telewizję. Tak szybko zleciał czas, że musiałam naprawdę szybko wychodzić. Pod moją klatką zobaczyłam Josha. Był podobnie ubrany, jak wczoraj. Widać taki miał styl i wcale mi to nie przeszkadzało.
-Hej, ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję- lekko się zarumieniła. Nie nienawidziłam tego... -Idziemy?
-Ślicznie się rumienisz, i tak idziemy.
Po drodze rozmawialiśmy o byle czym, jednak nie nudziliśmy się wcale. Czuliśmy się w swoim towarzystwie bardzo dobrze. Nawet nie spostrzegłam, a już byliśmy pod szkołą. Wcale nie miałam ochoty tam wchodzić. Nie w taki piękny dzień. Ale co zrobić. Na ogół jestem dobrą uczennicą i nigdy nie wagarowałam. możę za bardzo się bałam? Doszliśmy do klasy. Nasza pierwsza lekcja to matematyka-jednym słowem koszmar.
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Och przepraszam, ale się zamyśliłam- głupoty ciąg dalszy.
-Nie da się nie zauważyć- usta wygiął w zniewalającym uśmiechu.
Niestety, nie było nam dane dokończyć rozmowy, gdyż nauczyciel wszedł do klasy i wszystkich uciszył. Podczas lekcji rzadko ze sobą rozmawialiśmy. Uważnie słuchaliśmy i notowaliśmy, to co nauczyciel dyktował. Po lekcji zaczęłam rozmowę:
-Widziałeś jak te wszystkie lalunie się na ciebie patrzyły?- zaczęłam się trochę śmiać.
-Może jesteś zazdrosna?
-Nie znasz mnie jeszcze.- posłałam mu lekki uśmiech i poszłam na w-f.
Nasze dni wyglądały podobnie. Coraz bardziej się poznawaliśmy. W końcu byliśmy dla siebie podporą. Przyjaciółmi od serca. Pewnie mówicie, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Może macie racje.
Kto wie...
"Na zawsze - tej przysięgi jeszcze nie było. Zobaczymy jak poniesie nas czas"

C.D.N.
*********************************************************************************

I jak wam się podoba druga część? Sądzę, że zrobię jeszcze tylko jedną. Tak myślę ;) Do następnego...
~ola

niedziela, 11 maja 2014

Ważne!!!

Mam bardzo ważną wiadomość. Poszukuję nowej "pisarki" xD. 
Wiem, że mój blog się dopiero rozwija, jednak sama nie mam dużo czasu.
Każdy chętny, piszcie na mój e-mail - nb.buziaczek@onet.eu
Prosiłabym o dodanie do wiadomości, Wasze krótkie opowiadanie. ;)

~ola


Czy to było "szczęście"... Cz. 1

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dobrze. Zdążyłam na autobus, świeciło słońce i miałam dobry humor. Niestety nie przewidziałam tego, co może się zdarzyć. Weszłam do klasy i usiadłam na swoim miejscu z tyłu. Po prostu nie lubiłam być w centrum uwagi. Oczywiście, miałam wielu znajomych, jednak nie przyjaciół.
Wszystkie rozmowy ucichły, gdy tylko pani weszła do klasy. Za nią natomiast, szedł jakiś chłopak.
Miał czarne włosy, brązowe oczy i był dobrze zbudowany. Ubrany w czarny T-shirt
z nadrukiem i tego samego koloru rurki z opuszczonym kroczem.
-Proszę, przedstaw się uczniom.-rozkazała nauczycielka.
-Mam na imię Josh i będę chodził z wami do klasy.-rozbrzmiał jego melodyjny głos.
-Dziękuję, usiądź z [t.i].
O, nie. Nigdy nie lubiłam z kimś siedzieć. Widziałam, że wszystkie dziewczyny zaczęły się ślinić do niego. Nie mogę zaprzeczyć. Jest przystojny, ale nie zamierzam pokazywać, że mi się podoba.
-Cześć. [t.i.] tak?-zapytał się grzecznie.
-Tak. A ty jesteś nowy w tej szkole.
Przytaknął delikatnie głową. Zaczęła się już lekcja, więc odwróciłam się w stronę tablicy. Brunet, na pierwszy rzut oka, wydawał się miły.
Nawet nie wiem kiedy minęła lekcja. Zadźwięczał dzwonek, a ja spakowałam plecak i już miałam wychodzić, ale ktoś złapał mnie za rękę. Był to nie kto inny, jak Josh.
-Miałbym prośbę. Czy mogłabyś oprowadzić mnie po szkole?
-Z miłą chęcią.- w jego czekoladowych tęczówkach, pojawiły się iskierki.
Oprowadzałam go po całej szkole. Nasze śmiechy, było słychać na kolejnych piętrach. Niestety, większość dziewczyn patrzyła się na mnie z zazdrością. Przy brunecie, jednak nie przejmowałam się tym.
Następne lekcje minęły bardzo szybko. Gdy dochodziłam do przystanku, dogonił mnie Josh.
-Poczekaj! Zdaje mi się, że jedziemy w tą samą stronę.-oznajmił zdyszany.
-Bardzo możliwe.-zachichotałam lekko- Jak Ci się podoba w szkole?
-Nie jest tak źle, jak myślałem.-właśnie wsiedliśmy do autobusu. Byłam ciekawa czy mieszka daleko.
-To super.- podsumowałam.
Zaczęliśmy zaciętą rozmowę. Co prawda, co drugie zdanie wybuchaliśmy głośnym śmiechem...

"Pozory mylą... Zupełnie jak nasze oczy."

C.D.N.


*********************************************************************************
Pierwsza część za nami. Dość krótka, ale tak wyszło.
Myślę, że opowiadania będą jeszcze 2 części. Domyślacie się jakie będzie zakończenie?
Kto wie czy szczęśliwe.
~ola

Obserwatorzy