niedziela, 31 sierpnia 2014

Eneida cz.1

Moim najwcześniejszym wspomnieniem jest zapach rozgrzanej słońcem, brunatnej ziemi. Byłam wtedy jeszcze bardzo mała. Miałam może trzy, może cztery latka. Patrzyłam jak w obrazek, gdy matka swymi zwinnymi palcami wyciągała spod ziemi jakże delikatne korzenie. Wyjaśniała mi, że każda roślina, może żyć tylko dzięki zdrowym korzeniom. Wrastają one mocno w glebę, gdzie dostają potrzebne składniki. Powiedziała też bardzo cicho, że roślinę, którą się rozsadza, nazywają obuwikiem. Kiedy skończyła wszystkie swoje czynności, wzięła garść urodzajnej ziemi i pokazała mi jej energię. Niesamowicie było to zobaczyć. Grudki ziemi ożywały: były jak planety w kosmosie - księżyce okrążające planety, które nie mogły się uwolnić z wiru wokół swojego Słońca.
Zaskoczona i jednocześnie zafascynowana, spojrzałam na nasz ogród. W tamtym momencie wszystko wydawało się inne. W każdej roślinie zauważyłam niebieską poświatę. Energię i siłę, które przepływały przez każdą żywą istotę.
-To eneida, Liliano.-szepnęła. -siła natury. Krąży i opływa wszystko. Wodę, zwierzęta ludzi i rośliny. Jest nawet w powietrzu. A wszyscy stanowimy jej źródło. Póki się o nią troszczymy, nic jej nie grozi.
Słowa matki utkwiły mi głęboko w pamięci, na długo. Czułam jak od tamtej pory co się zmieniło. W moim sercu, jakiś głosik szeptał me imię, a w moich dłoniach i żyłach uwolniła się silna energia
- eneida.

Możecie się domyślać kim jestem. Postać drugoplanowa, ledwo dostrzegana, skrzywdzona przez los... Niechciane dziecko. Jak czarne kaczątko wśród łabędzi. Taką właśnie rolę odgrywałam na Dworze mojego ojca. Taką rolę mi narzucił i niestety musiałam dźwigać to brzemię. Kiedyś miałam dobre wspomnienia związane z ojcem, one po prostu się ulotniły. Nie wiem co się zmieniło. Może to ja jestem winna. W niczym nie przypominałam swoich braci. Oni są tak bardzo kochani przez ojca. Pewnie go rozczarowałam. Nie miałam szansy na bogaty mariaż, bo któż chciałby poślubić kogoś takiego jak ja? Zdawałam sobie sprawę, że mogłam być dla niego tylko utrapieniem.
Przyzwyczaiłam się do tego. Na szczęście miałam swoje miejsce, miejsce ofiarowane przez braci.
Jeśli o nich chodzi, to kochałam ich równie mocno jak matkę, kiedy jeszcze żyła.
Najstarszy z nich - Aleksander - miał zająć królewski tron. Przypominał ojca. Nie tylko dlatego, że miał tak samo ciemne włosy i oczy. Był również spokojny, opanowany i zrównoważony. To właśnie on starał się, aby moja suknia nie miała uwalanych ziemią brzegów, a we włosach nie czaiły się źdźbła trawy i malutkie gałązki.
Następny w kolejności był Hamond, najwyższy i raczej najprzystojniejszy z braci.
Złocista czupryna i zniewalający uśmiech matki. Niewyżyty i dowcipny,
swoim poczuciem humoru potrafił czasem rozproszyć grobowy nastrój ojca. Oczywiście był zwycięzcą wszystkich naszych dziecięcych gier i zabaw.
Thomas był mi najbliższy, zarówno pod względem wieku, jak i temperamentu. Nie był podobny do braci. Można było go nazwać myślicielem. Nos miał utkwiony cały czas w książkach. Mimo tego, zawsze znalazł czas by ze mną porozmawiać, albo pobawić się. Służył mi dobrą radą i nie miałam szans się na nim zawieźć. Mieliśmy ten sam odcień ciemnokasztanowych włosów. Jako jedyni z rodzeństwa odziedziczyliśmy po matce kolor oczu - barwę zielonych, świeżo rozwiniętych liści. Na tym moje podobieństwo do braci i matki się kończyło.
Niestety, byłam nijaka. Brzydka i nie wyróżniająca się niczym konkretnym. No dobrze, może trochę przesadzam. Po prostu nie byłam piękna, ani ładna. W sumie to na to samo wychodzi.
Mówiono i rozgłaszano, że Aleksander zasiądzie na tronie jako sprawiedliwy i potężny władca, Hamond zostanie lordem, jednocześnie idealnym obrońcom królestwa. A Thomas? Thomas miał zostać wybitnym uczonym. Jednak, nikt nie miał pojęcia kim zostanę ja. Zwykle patrzono na mnie ze współczuciem i troską. Zwykła marzycielka, która błądzi bez celu w świecie magii. Czułam, że na zawsze powinnam zostać tylko Lilianą.
Matka zginęła w lesie. Nikt nie wiedział co było tego powodem. Znaleziono jej ciało. Najprawdopodobniej zaatakowała ją bestia, czy też zwierzę. I tutaj pojawił się problem...

Od tamtego momentu zaczęli znikać ludzie. W Królestwie zapanował chaos i panika. Wszyscy łowcy - w tym mój ojciec - wyruszyli do lasu by zabić to stworzenie.
Matka nauczyła mnie jednak, że nie wszystko co wydaje się prawdziwe, ostatecznie musi takie być. Nie była jedyną wiedźmą i to chyba oczywiste. Za dużo było w tym niezwykłości. Przecież ze wszystkimi darami natury żyła w zgodzie. Ten kto zdołał uczynić tę zbrodnie, jest stracony.


"Kwiaty są pięknymi słowami i hieroglifami natury, którymi daje nam ona poznać, jak bardzo nas kocha"

*******************************************************************************
No to jednak będą dwie części tego opowiadania. Czemu? Szczerze to nie wiem, ale wydaje mi się, że napisałam teraz taki trochę wstęp. Czy wszyscy zauważyli, że starałam się wykreować średniowiecze? Mam nadzieję ;) xx
~ola


czwartek, 28 sierpnia 2014

Informacja!

Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać. Od razu przepraszam.
Następne opowiadanie dodam dopiero w niedzielę.
Wiem, że ostatnio strasznie zaniedbałam blog, ale rozumiecie - są wakacje!
Cały dzień jestem w stadninie, więc mam mało czasu na napisanie czegoś.
Mogę jedynie dać wam zapowiedź, tym razem trochę dziwna historia.

"Grudki ziemi ożywały: były jak planety w kosmosie - księżyce okrążające planety, które nie mogły się uwolnić z wiru wokół swojego Słońca. 
Zaskoczona i jednocześnie zafascynowana, spojrzałam na nasz ogród. W tamtym momencie wszystko wydało się inne. W każdej roślinie zauważyłam niebieską poświatę. Energię i siłę, które przepływały przez każdą żywą istotę. 
-To eneida, Liliano.-szepnęła. -siła natury. Krąży i opływa wszystko. Wodę, zwierzęta ludzi i rośliny. Jest nawet w powietrzu. A wszyscy stanowimy jej źródło. Póki się o nią troszczymy, nic jej nie grozi."

No to jak? Podoba się wam? Mam nadzieję,
bo postaram się napisać długie to opowiadanie.
A wracając do poprzedniego tematu - jak spędzacie wakacje?
Jestem bardzo ciekawa. Piszcie w komentarzach!!! ;) xx
~ola

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wypadek cz.8 (Ostatnia)

Łzy lały się po moich bladych policzkach. Byłam już wyczerpana, ale nie zamierzałam dać za wygraną.
-Straciłam ciebie! Ja to czuję...!!!- krzyczałam tak głośno jak tylko mogłam.
Dukat cwałował szybciej niż kiedykolwiek. Rżał przy tym przeszywająco. Nie starałam się już nawet zwracać uwagi na otoczenie. Wpadłam w trans.
W pewnym momencie zauważyłam, że koń daje mi sygnał. Jedno ucho opuścił w moją stronę.
W duchu strasznie się ucieszyłam, na zewnątrz byłam, jednak twarda. Nie poganiałam już tak Dukata. Zwolnił trochę, ale dalej galopował. Patrzyłam się mu prosto w oczy. Widziałam w nich jakieś uczucie. W tamtej chwili nie mogłam tego zinterpretować. Jego szyja była mokra od śliny, a całe ciało pokrywała sierść mokra od potu. Byłam bliska wyczerpania, ale za daleko zaszłam.
Po chwili, moja cierpliwość została wynagrodzona. Dukat, zniżył łeb tak nisko, iż prawie dotykał ziemi. To był ostatni sygnał. Nie czekałam dłużej, tylko odwróciłam się tyłem i spuściłam wzrok. Dźwięk stukotu kopyt ucichł i czekałam tylko z zapartym tchem, co się stanie dalej. Łzy wciąż nie chciały się zatrzymać. Wtedy poczułam oddech na swoim karku. Zesztywniałam, ale kilka sekund później odwróciłam się bardzo powoli, nadal ze spuszczonym wzrokiem. Bałam się tego co nastąpi. Podniosłam rękę i pogłaskałam Dukata po chrapach. Odsunęłam się o krok i ku mojemu zaskoczeniu on poszedł za mną. Dla upewnienia zrobiłam jeszcze kilka kółek. Przez ten cały czas podążał za mną. To znaczy, że się udało! Podskoczyłam z radości i wtuliłam się w szyję mojego starego przyjaciela. On natomiast, zarżał radośnie.
Nie wiem czemu, ale czułam się obserwowana. Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam Toma. Musiał widzieć całe to przedstawienie.
-Nie sądziłem, że wpadniesz na taki pomysł...- myślałam, że zaraz będzie mnie oczerniał -Ale udało ci się osiągnąć, coś czego nigdy bym nie potrafił. On poczuł miłość, którą dażył cie kiedyś i nigdy nie przestał. Tylko to uczucie było schowane głęboko pod bólem i cierpieniem.

Tamtego dnia nauczyłam się jak żyć. Dopiero wtedy ujrzałam toń prawdziwego świata. Nie przepuszczałam, że się tak zmienię. Mimo, że jeszcze nie wróciłam do swojego prawdziwego "ja", to już robię to co kocham. To co daje mi poczucie szczęścia, a nawet bezpieczeństwa. Robię to co jest nie osiągalne dla ludzi w moim stanie. Nie tylko psychicznym, ale i fizycznym. Z dumą powiem wam, że codziennie wsiadam na konia i jeżdżę. Uczę się od nowa. Tak jak zaczynałam żyć od nowa.

"Nie ma większej tajemnicy, niż magiczna więź między koniem a jeźdźcem."

*******************************************************************************
Mam nadzieję, że się nie gniewacie za to, że pozmieniałam to i owo. Jest zupełnie inne zakończenie i to tylko dlatego, że nie chciałam Was nudzić tym samym opowiadaniem. Cóż, jeśli będziecie chcieli mogłabym napisać dalsze części... Ale po co? (piszcie w komentarzach;)
Biorę się za nowe opowiadanie. Sądzę, że będzie jedno częściowe. A może jakieś pomysły>? xx
~ola

sobota, 16 sierpnia 2014

Wypadek cz.7

Szybkim krokiem przemierzyłam drogę do domu. Postanowiłam nie zawracać mu głowy
skoro nie chce. W końcu nie musi być dla mnie miły. To nie jest jego obowiązek.
Mam ochotę w coś uderzyć i to tak porządnie. Nigdy się tak nie zachowywałam...
Uch, zaraz eksploduję.
Weszłam do swojego pokoju i ułożyłam się na łóżku. No to pozostaje mi czekać,
co przyniesie jutro. Oby to nie trwało za długo... Jestem zbyt niecierpliwa.

*** Dwa tygodnie później***

Jesteście ciekawi co działo się przez te dwa tygodnie? Nawet jeśli tak, to nie ma co opowiadać. 
Tom codziennie ćwiczy "porozumienie" z Dukatem. Czasem, daje mu jakieś olejki na uspokojenie. Wykonują razem różne ćwiczenia. Póki co nie zbliżam się za bardzo do Dukata, aby wszystko co do tej pory osiągnęli, nie poszło na marne. Według mnie, za dużo to nie osiągnęli. 
Jednak, muszę przyznać, że wspaniale jest patrzeć jak ten koń galopuje. 
Pamiętam jak na nim jeździłam. To było niesamowite. Był silny, czasem się przepychaliśmy, kończyło się na tym, że leżałam na ziemi...
Oczywiście to była zabawa, nigdy mi nie zrobił krzywdy. Gdy tak wspominam te czasy, uśmiech powoli wkrada mi się na usta. Dzisiaj z tego co wiem jest "wolne", ponieważ Tom musi coś załatwić ze swoją żoną. A właśnie, najbardziej miłą osobą jest jego żona - Diana. Rozmawiałyśmy kilka razy i wydać było, że mnie rozumie. 
Postanowiłam wyjść dzisiaj z pokoju... I wybrać się nad jezioro. Tak, to chyba najlepszy pomysł. A to jeziorko wcale nie jest tak daleko. Ubrałam się w coś wygodnego, zabrałam kule i mówiąc krótkie: wrócę późno, wyruszyłam w drogę. 
Okolice tutaj, były piękne. Chociaż mogło by być mniej piasku... A więcej zieleni.
Gdy doszłam do celu, zaparło mi dech. Jeszcze lepiej to wszystko wyglądało, niż można było sobie wymarzyć. Zauważyłam dużego dęba przy samym brzegu i tam właśnie skierowałam swoje kroki.
Usiadłam w cieniu i zamknęłam oczy. Uwielbiałam takie chwile, sam na sam z naturą.
To wszystko przerwał mi dźwięk nadchodzących kroków.
-Nie przeszkadzam?- był to chłopak trochę starszy ode mnie. Lekko pokręcone blond włosy, niebieskie oczy... Chyba za bardzo się rozmarzyłam.
-Nie, nie przeszkadzasz.
-A mogę się przysiąść?- jego głos był tak przyjemny dla uszu, że chciałam by mówił cały czas.
-Jasne... Tak, siadaj.- czy ja się jąkam?
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut... A może godzin? Nie mam pojęcia, ale to nie była niezręczna cisza, tylko przyjemna. Normalni ludzie pewnie zaczęli by rozmowę. Nie obchodziło mnie to w tamtym momencie. Zainteresowało mnie tylko jedno - kim on był?
Przypominał mi kogoś. Widziałam już te rysy twarzy, tak znajome, a nie mogłam sobie przypomnieć. Dziwiło mnie jeszcze jedno. Co on tutaj robił? Chciałam się go spytać, ale mnie uprzedził. 
-Masz na imię Grace? 
-Tak, skąd to wiesz?- nie kryłam zdziwienia. 
-Mój ojciec pracuje z twoim koniem. Trochę mi  o tobie opowiadał. Niestety nie miałem szansy z Tobą porozmawiać. No wież, oprócz szkoły, mam tu kilka obowiązków. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Tom mu coś o mnie opowiadał. Oby coś dobrego. 
-Widziałeś Dukata?- postanowiłam omijać drażliwy temat. 
-Mhm, piękny koń. Co się właściwie stało, że tu z nim przyjechałaś? 
-Nie lubię o tym rozmawiać.- podwinęłam jedynie nogawkę spodni, aby mu trochę objaśnić.
-Przykro mi, naprawdę.- mimo wszystko, powiedział to szczerze.
-Wiesz, że nie powiedziałeś mi jeszcze swojego imienia?
-No tak, faktycznie. Aleksander.
-Hmm, muszę się zbierać. Do zobaczenia Alex.- tak bardzo nie chciałam iść. Niestety, słońce powoli zachodziło, a nie byłam pewna co może mnie tu spotkać w nocy.
Coś mnie jednak zaciekawiło w stajni, gdy obok niej przechodziłam. Konie powinny już spać, lecz z jednego boksu wychylał się znajomy łeb. Podeszłam trochę bliżej, by zobaczyć jego oczy. Były spokojne, jednak czujne. Nie zauważyłam w nich furii, dopóki nie zbliżyłam się jeszcze bardziej.
Dukat odskoczył do tyłu i zarżał. Właśnie wtedy, do głowy wpadł mi głupi pomysł.
Z pułki wzięłam uwiąz i kantar. Pomyślałam sobie: raz się żyje, i weszłam do boksu. Najszybciej jak mogłam, podeszłam do konia i próbowałam założyć ogłowie. Dukat chciał mnie ugryźć i już miał stanąć dęba, jednak byłam szybsza. Stanęłam z jego lewej strony, zapięłam do końca kantar i doczepiłam uwiąz. Trzymałam go mocno, chociaż się wyrywał. Wyszłam z nim i skierowałam się do lążownika. Może już nie jeżdżę konno, ale doskonale wiem jak się nimi zająć. W końcu te 5 lat jazdy i nauki nie mogły pójść na marne. Przypatrywałam się, jak Tom z nim pracuje i teraz była moja jedyna szansa. Kiedy zamknęłam bramę i odwiązałam Dukata, stanął dęba i pogalopował na drugi koniec. Już miał na mnie zaszarżować, ale liną uderzyłam tuż przed jego przednimi kopytami. Odsunął się i tym samym na chwilę odpuścił. Nie tracąc czasu, kolejny raz uderzyłam liną o ziemię, tym razem obok tylnych kopyt i koń puścił się cwałem. Z trudem nadążałam za jego wzrokiem i uparcie patrzyłam mu w oczy. Nagle niebo rozświetliła błyskawica, już po chwili można było usłyszeć straszliwy huk oraz mocne dudnienie deszczu. Dukat się przestraszy i przyspieszył. Tym razem wbiegł na środek i ruszył prosto na mnie. Nawet nie miałam w planach, aby się ruszyć.
-Co się z tobą stało!!! To nie była moja wina! Nie chciałam tego!!!- krzyczałam i zamachnęłam się liną, a koń odskoczył tuż przede mną.
-Też na tym ucierpiałam! Ale nie masz prawa winić tylko mnie!!!- dawałam upust emocją i chociaż on mnie nie rozumiał, cierpiał razem ze mną.

"Pragnę tylko Twojego szczęścia."

*******************************************************************************
Hej, dzisiaj mamy 7 część "Wypadku". Jak wam się podoba?
@recenzjeblogow napisali recenzje o moim blogu. Chcecie zobaczyć? (Recenzja)
Macie jakieś życzenia odnośnie opowiadań? Piszcie co tylko chcecie na mój e-mail.
Do następnego :) xx
~ola

sobota, 2 sierpnia 2014

Pieniądze szczęścia nie dadzą... Tylko odbiorą.

Obudziłam się dzisiaj z okropnym humorem, a na dodatek mój stan pogorszył widok za oknem - ulewa.
Może zacznę od początku. Mam na imię Sara, mam 14 lat i... W sumie to nie wiem co jeszcze napisać. Nie lubię opowiadać o sobie. To trochę krępujące. Jeśli chodzi o wygląd, to jestem w miarę chuda, jestem brunetką i mam niebiesko-szare oczy.
Wspominałam, że pochodzę z biednej rodziny? To, że czasem brakuje nam pieniędzy, nie bardzo mnie rusza. Po prostu cieszę się, że żyję.
Moja matka całymi dniami pracuję, a ojciec - nie mam ojca. Rodzicielka związała się z mężczyzną godnym pożałowania. Siedzi tylko przed telewizorem i pije. Na szczęście w moim życiu jest ktoś kto mnie kocha, tak jak ja jego. Nie, nie mówię o chłopaku jako chłopaku, tylko chłopaku jako bracie. Jest starszy o 3 lata, więc już nie długo będzie pełnoletni. Powiedział, że gdy tylko znajdzie jakieś mieszkanko i pracę zamieszkam z nim. Na razie oboje musimy gnić w tym domu. Dziwię się mu, że już się nie wyprowadził. Sama chciałabym uciec stąd jak najdalej. W moim bracie uwielbiam opiekuńczość i to jaki jest wyluzowany. Zwykle siedzimy razem w jego pokoju i śmiejemy się z byle czego. Czasem wychodzę z nim i jego znajomymi na imprezy albo po prostu na spacery. Wracając do rzeczywistości: dzisiaj właśnie, idę z Nicholasem na małą imprezę do jego przyjaciół. Cieszę się, bo w końcu się gdzieś wyrwę. Może to dziwne, że czternastolatka imprezuje ze starszymi od siebie, ale przez to ile przeżyłam w życiu szybciej dojrzałam emocjonalnie i psychicznie.
Ubrałam się w coś luźnego i zeszłam do kuchni przygotować śniadanie. Zastałam tam mojego brata smażącego jajecznicę.
-Cześć Nicholas. Mmm jak to pięknie pachnie.
-Nareszcie wstał mój śpioch. Ał, a to za co?- dostał ode mnie w tył głowy.- Nie marudź już, tylko siadaj do stołu.
-Więc... O której mamy być u Maxa?
-Przed osiemnastą, pomożemy mu trochę w przygotowaniach.- powiedział, kładąc talerze na stole.
-Tak jak zwykle.- oboje się zaśmialiśmy.- Wiesz czy będzie Alex?
-Tak, przecież wiadomo, że twoja przyjaciółeczka też będzie... Myślałem już, że zapytasz się o Oscara.
-Pozostawię to bez komentarza.- znowu nasze śmiechy wypełniły kuchnie.
Może wyjaśnię wam kto to Oscar. Jest to kolejny przyjaciel mojego braciszka. Oczywiście znamy się i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Tyle, że on mi się strasznie podoba... Typowe problemy nastolatki, ale co zrobić. Pamiętam, że nawet byliśmy w kinie i prawie doszło do pocałunku, niestety jakaś starsza pani nam przeszkodziła.
W ciszy zjedliśmy śniadanie i pozmywaliśmy. Wtedy wszedł nasz ojczym.
-Co tak hałasujecie? Nie da się normalnie żyć w tym domu.
Widziałam jak Nicki zaciska dłonie w pięści, dlatego położyłam mu rękę na ramieniu i lekko pociągnęłam go w stronę schodów. Gdy tylko weszliśmy do jego pokoju i zamknęłam drzwi, krzyknęłam:
-On jest jakiś chory psychicznie, ale po co się denerwujesz. Nie zwracaj na niego uwagi Nicholas. Nie jest tego warty, rozumiesz?
-Czasami wydaje mi się, że jesteś mądrzejsza ode mnie...- pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Może po prostu tak jest.- próbując rozładować atmosferę, uśmiechnęłam się i dźgnęłam go w brzuch.
-No dobra mała, może idź się przygotuj, bo już jest czternasta, jakbyś nie zauważyła.
Szybko spojrzałam na zegarek i faktycznie była już 14.05. O której to ja wstałam? Wybiegłam z pokoju Nicholasa, zatrzaskując drzwi. Usłyszałam tylko głośny śmiech za sobą.
Dobiegłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. Chyba połowę rzeczy wyrzuciłam i nadal nie miałam pojęcia co założyć. Nagle zauważyłam idealny zestaw, wszystko przygotowałam i poszłam wziąć zimny prysznic. Trochę się orzeźwiłam i już po chwili suszyłam włosy. Nigdy się nie malowałam, jedyne co zrobiłam, to posmarowałam usta pomadką. Teoretycznie byłam gotowa, wystarczyło się tylko ubrać. Wyszłam z łazienki w ręczniku i założyłam bieliznę. Spojrzałam na zegarek i niestety była już 16.55. Założyłam przygotowane wcześniej ubrania i wzięłam w rękę buty. Chciałam spojrzeć czy mój brat jest gotowy, gdy złapałam za klamkę okazało się, że drzwi są zamknięte. Po chwili zobaczyłam w nich Nicholasa. Miał na sobie tylko ręcznik owinięty wokół pasa.
-Co tam siostra?- powiedział na luzie.
-Jak to co? Jest siedemnasta, a ty jeszcze nie gotowy?- myślałam, że nie wytrzymam.- Gorzej niż baba.
-Daj mi pięć minut i wychodzimy...  I nie pozwalaj sobie tyle, bo wcale się nie guzdrałem.
Zamknął mi drzwi przed nosem. No dobra, jak tam chce. Zaszłam schodami na dół i przy wejściu założyłam swoje ulubione szpilki. Widziałam jak ojczym siedzi przed pudełkiem zwanym telewizorem - jak zwykle.
Faktycznie długo nie musiałam czekać, bo już po chwili zjawił się Nick. Wyszliśmy z domu nic nie mówiąc i ruszyliśmy w drogę. Do domu Maxa nie było daleko, więc mogliśmy się przejść.
-Mała, pamiętasz jakie są zasady? Nie pijesz, nie wychodzisz beze mnie i...
-I nie robię nic głupiego co mogło by mi zaszkodzić. Tak, wiem. Powtarzasz mi to za każdym razem. Rozumiem, że jestem jeszcze młoda, ale umiem o siebie zadbać.
-No dobrze, skoro to obgadaliśmy... A tak wogule to umawialiśmy się z Oscarem na następnej przecznicy i uprzedzam Cię, bo nie chce żebyś była zaskoczona.
-Jasne. Dobrze, że już nie pada, chociaż mogło być cieplej.- zaśmiał się głośno z mojej szybkiej zmiany tematu.
Dalej szliśmy już w ciszy. W końcu, w oddali zobaczyliśmy chłopaka moich marzeń. Gęste kruczoczarne włosy, kakaowe oczy i ta wysportowana sylwetka.
-No nareszcie, myślałem, że się nie doczekam.- podał rękę mojemu bracie, a mnie mocno przytulił.- Ślicznie wyglądasz i muszę przyznać, że te czerwone usta przyprawiają mnie o dreszcze.
No tak, jak zwykle pewny siebie. Wymamrotałam tylko ciche: dziękuję i spuściłam głowę, aby nie widział jak się rumienię. Oczywiście mój brat się zaśmiał i musiał jeszcze coś dodać.
-W końcu stroiła się tak dla...- nie dokończył, bo dałam mu kuksańca w bok. Zaśmiałam się nerwowo i ruszyłam dalej. Może i braciszek chciał dobrze, ale mógł wymyślić coś innego.
Byłam przekonana, że idą za mną, dlatego nie odwracałam się dopóki nie doszliśmy do drzwi Maxa. Już miałam je otworzyć, gdy ktoś mnie uprzedził. Tym kimś był Oscar.
-Panie przodem.- ukłonił się teatralnie, na co z moich ust wydobył się cichy chichot.
Weszłam do przestronnego salonu z którego wydobywała się cicha muzyka. Szybko odszukałam właściciela domu i mocno go przytuliłam.
-No to żeś się odpicowała.-zagwizdał i ruszył przywitać moich towarzyszy.
-No to w czym Ci możemy pomóc?- zapytał się go Nick.
-Hmm... W sumie to wszystko jest gotowe, ale trzeba by kupić jakieś przekąski.
-Ja mogę się przejść.
-No dobra, dam Ci pieniądze i coś wybierz ze sklepu.
Gdy ten szukał portfela, usłyszałam przyjemny dla ucha głos.
-W takim razie ja pójdę z Tobą. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
No jasne, że chcę abyś poszedł - pomyślałam. Tylko czemu wszyscy uważają mnie za małą dziewczynkę.
-Nie dziękuję, dam radę.
Wzięłam pieniądze i wyszłam zatrzaskując drzwi. Niech sobie myślą co chcą. To nie moja wina, że mam dopiero czternaście lat. Nie moja wina...
Chociaż może Oscar po prostu chciał być miły. Może nie potrzebnie się tak zachowałam, ale trudno, nie cofnę czasu.
Byłam w połowie drogi do sklepu, gdy usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam swoją najlepszą przyjaciółkę. Mimo,  iż była rok starsza, dogadywałyśmy się świetnie.
-Jejku, jak Ty pięknie wyglądasz. Jeszcze lepiej ode mnie.- usiłowała utrzymać poważną minę, jednak jej się nie udało i już po chwili śmiałyśmy się razem. 
-No nie przesadzaj, nawet bez tego wszystkiego jesteś piękniejsza.
-Ok, nie mogę zaprzeczyć. A gdzie się wybierasz, przecież impreza jest w drugą stronę.
-Idę do sklepu po przekąski, za dwadzieścia minut będę. 
-Do zobaczenia w takim razie.- i ruszyła w stronę domu Maxa.
Szybko znalazłam się w sklepie i kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy. Starałam się dotrzeć na miejsce jak najszybciej i udało mi się wrócić po piętnastu minutach. Weszłam do domu i położyłam wszystko na blacie. Nikogo nie widziałam, więc stwierdziłam, że rozpakuję wszystko sama. Ciastka, chipsy i inne włożyłam do misek a napoje ustawiłam w rzędzie. Już miałam wychodzić z pomieszczenia, kiedy ktoś zagrodził mi przejście. Spojrzałam w górę i zobaczyłam zmartwioną twarz Oscara.
-Coś się stało?
-Tak...- miałam nadzieję, że powie coś więcej,ale się myliłam.
Przybliżył się do mnie. Miedzy nami nie było już wolnej przestrzeni. Objął mnie rękoma w pasie i spojrzał w moje oczy.
-Ty się stałaś. Nic nie rozumiesz? Twój brat powiedział mi, że masz kompleksy z powodu wieku. Mnie to nie obchodzi. Nie obchodzi mnie ile masz lat. Nie obchodzi mnie co sądzą inni. Według mnie jesteś idealna. Ja po prostu się w tobie... zakochałem.- nie dał mi nic powiedzieć tylko złożył na mych ustach, słodki i delikatny pocałunek. 
Gdy odrobinę się odsunął, a ja wyszłam z szoku, odpowiedziałam:
-Wiesz, że ja też się zakochałam?
Chyba mnie nie do końca zrozumiał, bo zmarszczył brwi.
-Też zakochałam się w tobie głuptasie.- uśmiechnęłam się do niego, a on pochylił się jeszcze raz tego wieczoru, by dopasować swoje wargi do moich.
Poczułam się jak w bajce. Wiedziałam, że już nic nie będzie takie samo. Nic nie będzie takie samo, bo zmieni się na lepsze... 

"Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem... By żyć potrzebujemy drugiego."


*******************************************************************************
Tak jak obiecywałam - krótkie opowiadanie. Chciałam się na chwilę oderwać od kolejnych części "Wypadku", ale teraz pracuję pełną parą. 
Muszę też podziękować za ponad 500 wyświetleń. Nie wierzę w to co widzę ;) <3 xx.
~ola


Obserwatorzy