niedziela, 26 października 2014

Eneida cz.3

Pamiętacie czasy w swoim życiu, kiedy było beztrosko i przyjemnie, a przede wszystkim łatwo?
W pewnym momencie to wszystko zmieniało się diametralnie. Nie tylko dlatego, że dorastaliśmy,
po prostu sami komplikowaliśmy sobie życie...  Albo pojawiał się ktoś kto
podkładał nam kłody pod nogi. W każdym razie, u mnie pojawił się taki ktoś.
I wcale nie przypadkiem.
Nie poskładam życia w całość jeśli ciągle będę się zamartwiać czymś innym, prawda?
Wtedy postanowiłam, że nie będę już się tyle zamartwiała jak to będzie w przyszłości.
Zastanawiało mnie tylko jedno - czemu to wszystko tak się potoczyło. Nie powstrzymywałam łez,
bo to i tak nie miało sensu. Doskonale rozumiałam każdą cząstkę siebie. Niestety to tylko pogarszało sprawę. Bałam się zapomnieć i bałam się zapomnienia. Z każdym dniem, z każdym słowem, oddechem i krokiem ten strach się we mnie nasilał. Mimo wszystko musiałam stwierdzić, iż nic nie mogę na to poradzić.

Dzień jak co dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie, a rośliny wznosiły się ku niemu.
Miałam tylko jedno zmartwienie. Jak przedostać się do celi moich braci. Tak, dobrze przeczytaliście. Po tym jak nowa (prawdopodobnie) partnerka ojca wybudziła się ze snu, usłyszała śmiechy moich braci. Stwierdziła, że to niedopuszczalne by tak się zachowywać. Jako karę mieli zostać wygnani. Oczywiście, to trochę dziwne iż wstała i od razu zaczęła rządzić. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić. Wszyscy stali się jej posłuszni. Oprócz mnie i moich braci.
Jeszcze bardziej zastanawiające... Musiałam powrócić do rzeczywistości.
Wiedziałam  jak szybko dojść do lochów, tylko nie wiedziałam jak się tam dostać niezauważoną. Może były jakieś tajemne korytarze, ale nie miałam zamiaru ich szukać. Postanowiłam,
że po prostu tam wejdę. Powiem gdzie mają się udać i tyle.  Miałam plan, aby spotkać się z nimi i wyruszyć do innego królestwa. W końcu jaki miało sens pozostawanie tutaj? Mogłam zawalczyć, lecz serce podpowiadało mi co innego. 
Wymknęłam się z mojej komnaty i pewnym krokiem ruszyłam do celu. Nie brałam pod uwagi porażki, więc miałam nadziej,  że się uda. Zamek był ogromny, dlatego kilka minut przebyłam na piętrze, później schodziłam tylko w dół. Nie miałam wiele czasu na przemyślenia, bo większość czasu spędziłam na uważaniu na schodach. Nie dość, że były strome, to jeszcze sufit był bardzo nisko. Kiedy wreszcie zobaczyłam cele, udałam się do pierwszej z nich.
Niestety, była pusta. Podeszłam do następnej... trafione!!! Cała trójka moich braci spała i delikatnie pochrapywała.
Nie miałam serca ich budzić. W końcu powinni się wyspać, czeka ich długa podróż.
Zdecydowałam jednak, że informacja którą mam im przekazać jest ważniejsza.
-Aleksander. -szepnęłam. Niestety nic to nie dało. Spróbowałam jeszcze raz.
-Aleksander, Hamond, Thomas. Obudźcie się wreszcie.
Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Mieli aż taki twardy sen? Wtedy usłyszałam delikatne pomruki i chłopcy zaczęli się wybudzać. Podnieśli się powoli, lecz to Aleksander pierwszy przemówił.
-Co ty tutaj robisz? Wiesz, że jak cię znajdą Liliano to nie będzie miło.
-Tak, ze wszystkiego zdaję sobie sprawę. Wysłuchajcie mnie tylko uważnie i już zmykam.
Opowiedziałam im o moim planie. Mieli udać się na wschód, w kierunku królestwa Owerginii. Miałam tam dotrzeć razem z dwoma końmi. Miałam już w głowie plan jak wydostać się poza mury zamku, wydawało mi się to jednak nie realne. Na kolację postanowiłam się zjawić.
W końcu wtedy mogłam zebrać trochę jedzenia. Myślałam żeby pójść do kuchni. Nie sprawiła bym wrażenia podejrzanej. Tym czasem, weszłam po drodze do pokoi moich braci, aby zabrać trochę ich rzeczy. Nie wiedziałam jak to wszystko wziąć ze sobą. Miałam tylko dwa konie i na każdym postanowiłam, że umieszczę po jednym plecaku. Wparowałam do swojej komnaty i zaczęłam się pakować. Wszystkie potrzebne rzeczy były już na miejscu, wszystkie oprócz jedzenia.
Nie czekałam ani chwili dłużej. Skoro miałam jeszcze dwadzieścia minut do kolacji, to przy stole,
ani w kuchni nikogo nie powinno być. Oczywiście oprócz kucharzy. Nie traciłam już zbędnych sekund i pokierowałam się w stronę mojego celu. Miałam rację, przemknęłam się nie zauważona do jadalni i zabrałam parę rzeczy do plecaka, który trzymałam mocno w dłoniach. Później wpadłam do kuchni i nie zwracając uwagi na kucharzy, wzięłam wodę, jakieś przekąski, i mięso. Nie miałam pojęcia jak to wszystko zmieściłam, ale to nic. Powędrowałam z powrotem do mojego małego królestwa i przypomniało mi się o najważniejszej rzeczy. Przecież nie mogę nigdzie wyjechać bez leczniczego syropu matki. Zawsze miałam go w pokoju na wszelki wypadek. Kiedy byłam już gotowa, zaczęłam się szykować do spania. Rozmyślałam przy okazji, o moich braciach.
Byłam pewna, że świetnie sobie poradzą. Nie myślałam o tym co robię i już po chwili znajdowałam się w łóżku, w drodze do krainy snów.

"Będę walczyła tak długo, aż pewnego dnia stwierdzę: wywalczyłam sobie tę wolność."

*********************************************************************************
Cześć wszystkim... chyba się nie obrazicie, że tak dawno nie dodawałam nic - kompletnie nic. Ale cóż, szkoła goni, a ja i tak nie zamierzam rezygnować z tego bloga. Wiem, że jakoś dam radę. To jest jedna z moich odskoczni.
Ale mam nadzieję, że się przynajmniej podoba opowiadanie. ;)
~ola xx

niedziela, 28 września 2014

Eneida cz.2

-Thomas! Puść mnie, proszę...- starałam się załagodzić sytuację. -Przecież nie poszłam zbyt daleko. W każdej chwili wystarczyłoby, żebym głośno krzyknęła. Cała wioska by mnie usłyszała.
-Miałaś nie wchodzić do tego przeklętego lasu. Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji!? Nie tłumacz mi się, że nic nikomu nie grozi. Dobrze wiesz, że większość osób wierzy w magię...
Ale nie nasz ojciec. Niestety to on ma w tym królestwie najwięcej do powiedzenia. Póki nie znajdzie tej bestii, masz się nie wychylać poza mury zamku. Rozumiesz?- w tym momencie opuścił mnie na podłogę mojego pokoju.
-To nie jest bestia!!! Nie denerwuj mnie nawet. Widać, że odkąd matka zmarła,
 już nie wierzysz w to co przez tyle lat pielęgnowała.
-Nie chodziło mi o to Liliano. Masz swoją teorię i być może masz rację. Nie umiem zobaczyć tego co ty, bo ty jesteś wyjątkowa - po naszej matce. Jednak, dopóki mogę cię chronić, nie zrezygnuję z tego.
-W takim razie wyjdź. Chcę być sama.-  chciał coś powiedzieć, ale odwróciłam się do niego plecami.
Nie miałam ochoty na dalsze kłótnie. Może zachowałam się jak zwykłe, rozwydrzone dziecko...
Ale nie ma prawa mi mówić, że nie mogę chodzić do lasu, ani do ogrodu naszej matki. Thomas nie miał takiej więzi z naturą, jednak zawsze mnie rozumiał i zawsze się ze sobą zgadzaliśmy.
Nie wiem co się teraz wydarzyło. Wszyscy tłumaczyli mi, że chciał mnie chronić, tak jak pozostali bracia. Tyle, że oni dobrze wiedzieli, iż nie będę się ich słuchać. Tęskniłam za matką i robiłam wszystko aby o niej nie zapomnieć. Chciałam pamiętać jak wyglądała, jak się zachowywała i
nawet jak pachniała. Właśnie to mnie uszczęśliwiało. Do tej pory wysłuchiwałam kondolencji i
za każdym razem byłam jakby nie obecna. Nie mogłam zaprzeczyć, że to było trudne.
Zabrakło osoby, która trzymała naszą rodzinę i królestwo w całości. Część jej obowiązków przeszła na mnie. Mówię o pielęgnowaniu roślin i leczeniu ludzi. Nie zawsze mi się to udawało,
lecz starałam się i robiłam co mogłam. Chciałam pamiętać jej każde słowo.
Wiem, że nie mogłam tego osiągnąć. Liczyłam na cud.
W tym całym zamieszaniu znaleźć miejsce na swoje myśli, graniczyło z cudem.
Właśnie wtedy usłyszałam dzwony. Oznaczało to tylko jedno: wszyscy wrócili z polowania.
Wybiegłam ze swojej komnaty ile sił w nogach. Nie chciałam czekać, aż ktoś przyjdzie po mnie.
To co zobaczyłam przy wejściu, zupełnie zbiło mnie z tropu. Spodziewałam się całej grupy łowców i mojego ojca... Ujrzałam jedynie króla z kobietą na rękach. Krzyczał coś niewyraźnie do straży i służących. Po chwili przeszedł obok mnie i skierował się w stronę pokoi.
Wzrokiem odnalazłam braci i szybko do nich podeszłam.
-Co się stało?- mój głos zabrzmiał obco.
-Tę kobietę podobno zaatakowała ta sama bestia. To bardzo dziwne.- Aleksander jak zawsze był podejrzliwy.
Przez moje ciało przeszła dziwna siła, której nie byłam w stanie zinterpretować.
Jakby ktoś tutaj użył czarów... Nie podobało mi się to.
-Do której komnaty zabrał ją ojciec?
Bracia popatrzyli się na siebie, tak jakby zrozumieli. Jakby wyczuli to samo.
-Komnata naszej matki.- miałam ochotę coś rozbić. Jak to możliwe, że ona została zabrana do komnaty naszej matki. Tam nikt nie miał prawa wchodzić. Nikt, oprócz mnie i moich braci.
Ruszyłam do przodu, nawet nie myśląc za wiele. Wparowałam do pokoju nasze matki i zastałam tam tę kobietę. Spała, ale wcale nie wyglądała na bezbronną i zaatakowaną przez bestię.
Na dodatek, znów poczułam tę dziwną energię. Tyle, że to nie była eneida. To nie ona przepływała przez ten pokój. Było mi słabo, jakbym nie miała siły podparcia. Chciałam się dowiedzieć co to jest. Nie byłam tylko pewna czy to nie jest pułapka. Musiałam stamtąd wyjść. Pod drzwiami już czekało moje rodzeństwo. Mieli miny świadczące o tym, że coś było nie tak. Musiałam się spytać wprost.
-Też to czujecie?
Nie odpowiedzieli, tylko pokiwali głowami. Miałam nadzieję, że nie tylko oni to czuli.
Niestety bardzo się pomyliłam.
Całe królestwo oszalało. Ci którzy ją widzieli, robili wszystko by było jej jak najlepiej.
Reszta nie mogła się doczekać, aż ją ujrzą. Jeszcze dobrze się nie obudziła, a już panuje nad królestwem - czarami.
Musiałam czekać...

"Nic nie przychodzi w życiu bez walki."

 *********************************************************************************
Hej, mamy już drugą część Eneidy. Podoba się wam?
Pewnie zauważyliście już, że na blogu jest nowa współautorka. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. ;)
~ola


sobota, 27 września 2014

Witam - współautorka

Witam serdecznie, od dnia dzisiejszego jestem współautorką tego bloga. :) Pod swoimi wpisami podpisywać się będę Melan - Myśląca Inaczej. Prowadzę bloga: http://skryte-wnetrze-duszy.blogspot.com/
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany kontaktem ze mną, to proszę napisać, e-mail podaję prywatnie.

Pozdrawiam Czytelników tego bloga,
Melan - Myśląca Inaczej

niedziela, 31 sierpnia 2014

Eneida cz.1

Moim najwcześniejszym wspomnieniem jest zapach rozgrzanej słońcem, brunatnej ziemi. Byłam wtedy jeszcze bardzo mała. Miałam może trzy, może cztery latka. Patrzyłam jak w obrazek, gdy matka swymi zwinnymi palcami wyciągała spod ziemi jakże delikatne korzenie. Wyjaśniała mi, że każda roślina, może żyć tylko dzięki zdrowym korzeniom. Wrastają one mocno w glebę, gdzie dostają potrzebne składniki. Powiedziała też bardzo cicho, że roślinę, którą się rozsadza, nazywają obuwikiem. Kiedy skończyła wszystkie swoje czynności, wzięła garść urodzajnej ziemi i pokazała mi jej energię. Niesamowicie było to zobaczyć. Grudki ziemi ożywały: były jak planety w kosmosie - księżyce okrążające planety, które nie mogły się uwolnić z wiru wokół swojego Słońca.
Zaskoczona i jednocześnie zafascynowana, spojrzałam na nasz ogród. W tamtym momencie wszystko wydawało się inne. W każdej roślinie zauważyłam niebieską poświatę. Energię i siłę, które przepływały przez każdą żywą istotę.
-To eneida, Liliano.-szepnęła. -siła natury. Krąży i opływa wszystko. Wodę, zwierzęta ludzi i rośliny. Jest nawet w powietrzu. A wszyscy stanowimy jej źródło. Póki się o nią troszczymy, nic jej nie grozi.
Słowa matki utkwiły mi głęboko w pamięci, na długo. Czułam jak od tamtej pory co się zmieniło. W moim sercu, jakiś głosik szeptał me imię, a w moich dłoniach i żyłach uwolniła się silna energia
- eneida.

Możecie się domyślać kim jestem. Postać drugoplanowa, ledwo dostrzegana, skrzywdzona przez los... Niechciane dziecko. Jak czarne kaczątko wśród łabędzi. Taką właśnie rolę odgrywałam na Dworze mojego ojca. Taką rolę mi narzucił i niestety musiałam dźwigać to brzemię. Kiedyś miałam dobre wspomnienia związane z ojcem, one po prostu się ulotniły. Nie wiem co się zmieniło. Może to ja jestem winna. W niczym nie przypominałam swoich braci. Oni są tak bardzo kochani przez ojca. Pewnie go rozczarowałam. Nie miałam szansy na bogaty mariaż, bo któż chciałby poślubić kogoś takiego jak ja? Zdawałam sobie sprawę, że mogłam być dla niego tylko utrapieniem.
Przyzwyczaiłam się do tego. Na szczęście miałam swoje miejsce, miejsce ofiarowane przez braci.
Jeśli o nich chodzi, to kochałam ich równie mocno jak matkę, kiedy jeszcze żyła.
Najstarszy z nich - Aleksander - miał zająć królewski tron. Przypominał ojca. Nie tylko dlatego, że miał tak samo ciemne włosy i oczy. Był również spokojny, opanowany i zrównoważony. To właśnie on starał się, aby moja suknia nie miała uwalanych ziemią brzegów, a we włosach nie czaiły się źdźbła trawy i malutkie gałązki.
Następny w kolejności był Hamond, najwyższy i raczej najprzystojniejszy z braci.
Złocista czupryna i zniewalający uśmiech matki. Niewyżyty i dowcipny,
swoim poczuciem humoru potrafił czasem rozproszyć grobowy nastrój ojca. Oczywiście był zwycięzcą wszystkich naszych dziecięcych gier i zabaw.
Thomas był mi najbliższy, zarówno pod względem wieku, jak i temperamentu. Nie był podobny do braci. Można było go nazwać myślicielem. Nos miał utkwiony cały czas w książkach. Mimo tego, zawsze znalazł czas by ze mną porozmawiać, albo pobawić się. Służył mi dobrą radą i nie miałam szans się na nim zawieźć. Mieliśmy ten sam odcień ciemnokasztanowych włosów. Jako jedyni z rodzeństwa odziedziczyliśmy po matce kolor oczu - barwę zielonych, świeżo rozwiniętych liści. Na tym moje podobieństwo do braci i matki się kończyło.
Niestety, byłam nijaka. Brzydka i nie wyróżniająca się niczym konkretnym. No dobrze, może trochę przesadzam. Po prostu nie byłam piękna, ani ładna. W sumie to na to samo wychodzi.
Mówiono i rozgłaszano, że Aleksander zasiądzie na tronie jako sprawiedliwy i potężny władca, Hamond zostanie lordem, jednocześnie idealnym obrońcom królestwa. A Thomas? Thomas miał zostać wybitnym uczonym. Jednak, nikt nie miał pojęcia kim zostanę ja. Zwykle patrzono na mnie ze współczuciem i troską. Zwykła marzycielka, która błądzi bez celu w świecie magii. Czułam, że na zawsze powinnam zostać tylko Lilianą.
Matka zginęła w lesie. Nikt nie wiedział co było tego powodem. Znaleziono jej ciało. Najprawdopodobniej zaatakowała ją bestia, czy też zwierzę. I tutaj pojawił się problem...

Od tamtego momentu zaczęli znikać ludzie. W Królestwie zapanował chaos i panika. Wszyscy łowcy - w tym mój ojciec - wyruszyli do lasu by zabić to stworzenie.
Matka nauczyła mnie jednak, że nie wszystko co wydaje się prawdziwe, ostatecznie musi takie być. Nie była jedyną wiedźmą i to chyba oczywiste. Za dużo było w tym niezwykłości. Przecież ze wszystkimi darami natury żyła w zgodzie. Ten kto zdołał uczynić tę zbrodnie, jest stracony.


"Kwiaty są pięknymi słowami i hieroglifami natury, którymi daje nam ona poznać, jak bardzo nas kocha"

*******************************************************************************
No to jednak będą dwie części tego opowiadania. Czemu? Szczerze to nie wiem, ale wydaje mi się, że napisałam teraz taki trochę wstęp. Czy wszyscy zauważyli, że starałam się wykreować średniowiecze? Mam nadzieję ;) xx
~ola


czwartek, 28 sierpnia 2014

Informacja!

Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać. Od razu przepraszam.
Następne opowiadanie dodam dopiero w niedzielę.
Wiem, że ostatnio strasznie zaniedbałam blog, ale rozumiecie - są wakacje!
Cały dzień jestem w stadninie, więc mam mało czasu na napisanie czegoś.
Mogę jedynie dać wam zapowiedź, tym razem trochę dziwna historia.

"Grudki ziemi ożywały: były jak planety w kosmosie - księżyce okrążające planety, które nie mogły się uwolnić z wiru wokół swojego Słońca. 
Zaskoczona i jednocześnie zafascynowana, spojrzałam na nasz ogród. W tamtym momencie wszystko wydało się inne. W każdej roślinie zauważyłam niebieską poświatę. Energię i siłę, które przepływały przez każdą żywą istotę. 
-To eneida, Liliano.-szepnęła. -siła natury. Krąży i opływa wszystko. Wodę, zwierzęta ludzi i rośliny. Jest nawet w powietrzu. A wszyscy stanowimy jej źródło. Póki się o nią troszczymy, nic jej nie grozi."

No to jak? Podoba się wam? Mam nadzieję,
bo postaram się napisać długie to opowiadanie.
A wracając do poprzedniego tematu - jak spędzacie wakacje?
Jestem bardzo ciekawa. Piszcie w komentarzach!!! ;) xx
~ola

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wypadek cz.8 (Ostatnia)

Łzy lały się po moich bladych policzkach. Byłam już wyczerpana, ale nie zamierzałam dać za wygraną.
-Straciłam ciebie! Ja to czuję...!!!- krzyczałam tak głośno jak tylko mogłam.
Dukat cwałował szybciej niż kiedykolwiek. Rżał przy tym przeszywająco. Nie starałam się już nawet zwracać uwagi na otoczenie. Wpadłam w trans.
W pewnym momencie zauważyłam, że koń daje mi sygnał. Jedno ucho opuścił w moją stronę.
W duchu strasznie się ucieszyłam, na zewnątrz byłam, jednak twarda. Nie poganiałam już tak Dukata. Zwolnił trochę, ale dalej galopował. Patrzyłam się mu prosto w oczy. Widziałam w nich jakieś uczucie. W tamtej chwili nie mogłam tego zinterpretować. Jego szyja była mokra od śliny, a całe ciało pokrywała sierść mokra od potu. Byłam bliska wyczerpania, ale za daleko zaszłam.
Po chwili, moja cierpliwość została wynagrodzona. Dukat, zniżył łeb tak nisko, iż prawie dotykał ziemi. To był ostatni sygnał. Nie czekałam dłużej, tylko odwróciłam się tyłem i spuściłam wzrok. Dźwięk stukotu kopyt ucichł i czekałam tylko z zapartym tchem, co się stanie dalej. Łzy wciąż nie chciały się zatrzymać. Wtedy poczułam oddech na swoim karku. Zesztywniałam, ale kilka sekund później odwróciłam się bardzo powoli, nadal ze spuszczonym wzrokiem. Bałam się tego co nastąpi. Podniosłam rękę i pogłaskałam Dukata po chrapach. Odsunęłam się o krok i ku mojemu zaskoczeniu on poszedł za mną. Dla upewnienia zrobiłam jeszcze kilka kółek. Przez ten cały czas podążał za mną. To znaczy, że się udało! Podskoczyłam z radości i wtuliłam się w szyję mojego starego przyjaciela. On natomiast, zarżał radośnie.
Nie wiem czemu, ale czułam się obserwowana. Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam Toma. Musiał widzieć całe to przedstawienie.
-Nie sądziłem, że wpadniesz na taki pomysł...- myślałam, że zaraz będzie mnie oczerniał -Ale udało ci się osiągnąć, coś czego nigdy bym nie potrafił. On poczuł miłość, którą dażył cie kiedyś i nigdy nie przestał. Tylko to uczucie było schowane głęboko pod bólem i cierpieniem.

Tamtego dnia nauczyłam się jak żyć. Dopiero wtedy ujrzałam toń prawdziwego świata. Nie przepuszczałam, że się tak zmienię. Mimo, że jeszcze nie wróciłam do swojego prawdziwego "ja", to już robię to co kocham. To co daje mi poczucie szczęścia, a nawet bezpieczeństwa. Robię to co jest nie osiągalne dla ludzi w moim stanie. Nie tylko psychicznym, ale i fizycznym. Z dumą powiem wam, że codziennie wsiadam na konia i jeżdżę. Uczę się od nowa. Tak jak zaczynałam żyć od nowa.

"Nie ma większej tajemnicy, niż magiczna więź między koniem a jeźdźcem."

*******************************************************************************
Mam nadzieję, że się nie gniewacie za to, że pozmieniałam to i owo. Jest zupełnie inne zakończenie i to tylko dlatego, że nie chciałam Was nudzić tym samym opowiadaniem. Cóż, jeśli będziecie chcieli mogłabym napisać dalsze części... Ale po co? (piszcie w komentarzach;)
Biorę się za nowe opowiadanie. Sądzę, że będzie jedno częściowe. A może jakieś pomysły>? xx
~ola

sobota, 16 sierpnia 2014

Wypadek cz.7

Szybkim krokiem przemierzyłam drogę do domu. Postanowiłam nie zawracać mu głowy
skoro nie chce. W końcu nie musi być dla mnie miły. To nie jest jego obowiązek.
Mam ochotę w coś uderzyć i to tak porządnie. Nigdy się tak nie zachowywałam...
Uch, zaraz eksploduję.
Weszłam do swojego pokoju i ułożyłam się na łóżku. No to pozostaje mi czekać,
co przyniesie jutro. Oby to nie trwało za długo... Jestem zbyt niecierpliwa.

*** Dwa tygodnie później***

Jesteście ciekawi co działo się przez te dwa tygodnie? Nawet jeśli tak, to nie ma co opowiadać. 
Tom codziennie ćwiczy "porozumienie" z Dukatem. Czasem, daje mu jakieś olejki na uspokojenie. Wykonują razem różne ćwiczenia. Póki co nie zbliżam się za bardzo do Dukata, aby wszystko co do tej pory osiągnęli, nie poszło na marne. Według mnie, za dużo to nie osiągnęli. 
Jednak, muszę przyznać, że wspaniale jest patrzeć jak ten koń galopuje. 
Pamiętam jak na nim jeździłam. To było niesamowite. Był silny, czasem się przepychaliśmy, kończyło się na tym, że leżałam na ziemi...
Oczywiście to była zabawa, nigdy mi nie zrobił krzywdy. Gdy tak wspominam te czasy, uśmiech powoli wkrada mi się na usta. Dzisiaj z tego co wiem jest "wolne", ponieważ Tom musi coś załatwić ze swoją żoną. A właśnie, najbardziej miłą osobą jest jego żona - Diana. Rozmawiałyśmy kilka razy i wydać było, że mnie rozumie. 
Postanowiłam wyjść dzisiaj z pokoju... I wybrać się nad jezioro. Tak, to chyba najlepszy pomysł. A to jeziorko wcale nie jest tak daleko. Ubrałam się w coś wygodnego, zabrałam kule i mówiąc krótkie: wrócę późno, wyruszyłam w drogę. 
Okolice tutaj, były piękne. Chociaż mogło by być mniej piasku... A więcej zieleni.
Gdy doszłam do celu, zaparło mi dech. Jeszcze lepiej to wszystko wyglądało, niż można było sobie wymarzyć. Zauważyłam dużego dęba przy samym brzegu i tam właśnie skierowałam swoje kroki.
Usiadłam w cieniu i zamknęłam oczy. Uwielbiałam takie chwile, sam na sam z naturą.
To wszystko przerwał mi dźwięk nadchodzących kroków.
-Nie przeszkadzam?- był to chłopak trochę starszy ode mnie. Lekko pokręcone blond włosy, niebieskie oczy... Chyba za bardzo się rozmarzyłam.
-Nie, nie przeszkadzasz.
-A mogę się przysiąść?- jego głos był tak przyjemny dla uszu, że chciałam by mówił cały czas.
-Jasne... Tak, siadaj.- czy ja się jąkam?
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut... A może godzin? Nie mam pojęcia, ale to nie była niezręczna cisza, tylko przyjemna. Normalni ludzie pewnie zaczęli by rozmowę. Nie obchodziło mnie to w tamtym momencie. Zainteresowało mnie tylko jedno - kim on był?
Przypominał mi kogoś. Widziałam już te rysy twarzy, tak znajome, a nie mogłam sobie przypomnieć. Dziwiło mnie jeszcze jedno. Co on tutaj robił? Chciałam się go spytać, ale mnie uprzedził. 
-Masz na imię Grace? 
-Tak, skąd to wiesz?- nie kryłam zdziwienia. 
-Mój ojciec pracuje z twoim koniem. Trochę mi  o tobie opowiadał. Niestety nie miałem szansy z Tobą porozmawiać. No wież, oprócz szkoły, mam tu kilka obowiązków. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Tom mu coś o mnie opowiadał. Oby coś dobrego. 
-Widziałeś Dukata?- postanowiłam omijać drażliwy temat. 
-Mhm, piękny koń. Co się właściwie stało, że tu z nim przyjechałaś? 
-Nie lubię o tym rozmawiać.- podwinęłam jedynie nogawkę spodni, aby mu trochę objaśnić.
-Przykro mi, naprawdę.- mimo wszystko, powiedział to szczerze.
-Wiesz, że nie powiedziałeś mi jeszcze swojego imienia?
-No tak, faktycznie. Aleksander.
-Hmm, muszę się zbierać. Do zobaczenia Alex.- tak bardzo nie chciałam iść. Niestety, słońce powoli zachodziło, a nie byłam pewna co może mnie tu spotkać w nocy.
Coś mnie jednak zaciekawiło w stajni, gdy obok niej przechodziłam. Konie powinny już spać, lecz z jednego boksu wychylał się znajomy łeb. Podeszłam trochę bliżej, by zobaczyć jego oczy. Były spokojne, jednak czujne. Nie zauważyłam w nich furii, dopóki nie zbliżyłam się jeszcze bardziej.
Dukat odskoczył do tyłu i zarżał. Właśnie wtedy, do głowy wpadł mi głupi pomysł.
Z pułki wzięłam uwiąz i kantar. Pomyślałam sobie: raz się żyje, i weszłam do boksu. Najszybciej jak mogłam, podeszłam do konia i próbowałam założyć ogłowie. Dukat chciał mnie ugryźć i już miał stanąć dęba, jednak byłam szybsza. Stanęłam z jego lewej strony, zapięłam do końca kantar i doczepiłam uwiąz. Trzymałam go mocno, chociaż się wyrywał. Wyszłam z nim i skierowałam się do lążownika. Może już nie jeżdżę konno, ale doskonale wiem jak się nimi zająć. W końcu te 5 lat jazdy i nauki nie mogły pójść na marne. Przypatrywałam się, jak Tom z nim pracuje i teraz była moja jedyna szansa. Kiedy zamknęłam bramę i odwiązałam Dukata, stanął dęba i pogalopował na drugi koniec. Już miał na mnie zaszarżować, ale liną uderzyłam tuż przed jego przednimi kopytami. Odsunął się i tym samym na chwilę odpuścił. Nie tracąc czasu, kolejny raz uderzyłam liną o ziemię, tym razem obok tylnych kopyt i koń puścił się cwałem. Z trudem nadążałam za jego wzrokiem i uparcie patrzyłam mu w oczy. Nagle niebo rozświetliła błyskawica, już po chwili można było usłyszeć straszliwy huk oraz mocne dudnienie deszczu. Dukat się przestraszy i przyspieszył. Tym razem wbiegł na środek i ruszył prosto na mnie. Nawet nie miałam w planach, aby się ruszyć.
-Co się z tobą stało!!! To nie była moja wina! Nie chciałam tego!!!- krzyczałam i zamachnęłam się liną, a koń odskoczył tuż przede mną.
-Też na tym ucierpiałam! Ale nie masz prawa winić tylko mnie!!!- dawałam upust emocją i chociaż on mnie nie rozumiał, cierpiał razem ze mną.

"Pragnę tylko Twojego szczęścia."

*******************************************************************************
Hej, dzisiaj mamy 7 część "Wypadku". Jak wam się podoba?
@recenzjeblogow napisali recenzje o moim blogu. Chcecie zobaczyć? (Recenzja)
Macie jakieś życzenia odnośnie opowiadań? Piszcie co tylko chcecie na mój e-mail.
Do następnego :) xx
~ola

sobota, 2 sierpnia 2014

Pieniądze szczęścia nie dadzą... Tylko odbiorą.

Obudziłam się dzisiaj z okropnym humorem, a na dodatek mój stan pogorszył widok za oknem - ulewa.
Może zacznę od początku. Mam na imię Sara, mam 14 lat i... W sumie to nie wiem co jeszcze napisać. Nie lubię opowiadać o sobie. To trochę krępujące. Jeśli chodzi o wygląd, to jestem w miarę chuda, jestem brunetką i mam niebiesko-szare oczy.
Wspominałam, że pochodzę z biednej rodziny? To, że czasem brakuje nam pieniędzy, nie bardzo mnie rusza. Po prostu cieszę się, że żyję.
Moja matka całymi dniami pracuję, a ojciec - nie mam ojca. Rodzicielka związała się z mężczyzną godnym pożałowania. Siedzi tylko przed telewizorem i pije. Na szczęście w moim życiu jest ktoś kto mnie kocha, tak jak ja jego. Nie, nie mówię o chłopaku jako chłopaku, tylko chłopaku jako bracie. Jest starszy o 3 lata, więc już nie długo będzie pełnoletni. Powiedział, że gdy tylko znajdzie jakieś mieszkanko i pracę zamieszkam z nim. Na razie oboje musimy gnić w tym domu. Dziwię się mu, że już się nie wyprowadził. Sama chciałabym uciec stąd jak najdalej. W moim bracie uwielbiam opiekuńczość i to jaki jest wyluzowany. Zwykle siedzimy razem w jego pokoju i śmiejemy się z byle czego. Czasem wychodzę z nim i jego znajomymi na imprezy albo po prostu na spacery. Wracając do rzeczywistości: dzisiaj właśnie, idę z Nicholasem na małą imprezę do jego przyjaciół. Cieszę się, bo w końcu się gdzieś wyrwę. Może to dziwne, że czternastolatka imprezuje ze starszymi od siebie, ale przez to ile przeżyłam w życiu szybciej dojrzałam emocjonalnie i psychicznie.
Ubrałam się w coś luźnego i zeszłam do kuchni przygotować śniadanie. Zastałam tam mojego brata smażącego jajecznicę.
-Cześć Nicholas. Mmm jak to pięknie pachnie.
-Nareszcie wstał mój śpioch. Ał, a to za co?- dostał ode mnie w tył głowy.- Nie marudź już, tylko siadaj do stołu.
-Więc... O której mamy być u Maxa?
-Przed osiemnastą, pomożemy mu trochę w przygotowaniach.- powiedział, kładąc talerze na stole.
-Tak jak zwykle.- oboje się zaśmialiśmy.- Wiesz czy będzie Alex?
-Tak, przecież wiadomo, że twoja przyjaciółeczka też będzie... Myślałem już, że zapytasz się o Oscara.
-Pozostawię to bez komentarza.- znowu nasze śmiechy wypełniły kuchnie.
Może wyjaśnię wam kto to Oscar. Jest to kolejny przyjaciel mojego braciszka. Oczywiście znamy się i jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Tyle, że on mi się strasznie podoba... Typowe problemy nastolatki, ale co zrobić. Pamiętam, że nawet byliśmy w kinie i prawie doszło do pocałunku, niestety jakaś starsza pani nam przeszkodziła.
W ciszy zjedliśmy śniadanie i pozmywaliśmy. Wtedy wszedł nasz ojczym.
-Co tak hałasujecie? Nie da się normalnie żyć w tym domu.
Widziałam jak Nicki zaciska dłonie w pięści, dlatego położyłam mu rękę na ramieniu i lekko pociągnęłam go w stronę schodów. Gdy tylko weszliśmy do jego pokoju i zamknęłam drzwi, krzyknęłam:
-On jest jakiś chory psychicznie, ale po co się denerwujesz. Nie zwracaj na niego uwagi Nicholas. Nie jest tego warty, rozumiesz?
-Czasami wydaje mi się, że jesteś mądrzejsza ode mnie...- pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Może po prostu tak jest.- próbując rozładować atmosferę, uśmiechnęłam się i dźgnęłam go w brzuch.
-No dobra mała, może idź się przygotuj, bo już jest czternasta, jakbyś nie zauważyła.
Szybko spojrzałam na zegarek i faktycznie była już 14.05. O której to ja wstałam? Wybiegłam z pokoju Nicholasa, zatrzaskując drzwi. Usłyszałam tylko głośny śmiech za sobą.
Dobiegłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. Chyba połowę rzeczy wyrzuciłam i nadal nie miałam pojęcia co założyć. Nagle zauważyłam idealny zestaw, wszystko przygotowałam i poszłam wziąć zimny prysznic. Trochę się orzeźwiłam i już po chwili suszyłam włosy. Nigdy się nie malowałam, jedyne co zrobiłam, to posmarowałam usta pomadką. Teoretycznie byłam gotowa, wystarczyło się tylko ubrać. Wyszłam z łazienki w ręczniku i założyłam bieliznę. Spojrzałam na zegarek i niestety była już 16.55. Założyłam przygotowane wcześniej ubrania i wzięłam w rękę buty. Chciałam spojrzeć czy mój brat jest gotowy, gdy złapałam za klamkę okazało się, że drzwi są zamknięte. Po chwili zobaczyłam w nich Nicholasa. Miał na sobie tylko ręcznik owinięty wokół pasa.
-Co tam siostra?- powiedział na luzie.
-Jak to co? Jest siedemnasta, a ty jeszcze nie gotowy?- myślałam, że nie wytrzymam.- Gorzej niż baba.
-Daj mi pięć minut i wychodzimy...  I nie pozwalaj sobie tyle, bo wcale się nie guzdrałem.
Zamknął mi drzwi przed nosem. No dobra, jak tam chce. Zaszłam schodami na dół i przy wejściu założyłam swoje ulubione szpilki. Widziałam jak ojczym siedzi przed pudełkiem zwanym telewizorem - jak zwykle.
Faktycznie długo nie musiałam czekać, bo już po chwili zjawił się Nick. Wyszliśmy z domu nic nie mówiąc i ruszyliśmy w drogę. Do domu Maxa nie było daleko, więc mogliśmy się przejść.
-Mała, pamiętasz jakie są zasady? Nie pijesz, nie wychodzisz beze mnie i...
-I nie robię nic głupiego co mogło by mi zaszkodzić. Tak, wiem. Powtarzasz mi to za każdym razem. Rozumiem, że jestem jeszcze młoda, ale umiem o siebie zadbać.
-No dobrze, skoro to obgadaliśmy... A tak wogule to umawialiśmy się z Oscarem na następnej przecznicy i uprzedzam Cię, bo nie chce żebyś była zaskoczona.
-Jasne. Dobrze, że już nie pada, chociaż mogło być cieplej.- zaśmiał się głośno z mojej szybkiej zmiany tematu.
Dalej szliśmy już w ciszy. W końcu, w oddali zobaczyliśmy chłopaka moich marzeń. Gęste kruczoczarne włosy, kakaowe oczy i ta wysportowana sylwetka.
-No nareszcie, myślałem, że się nie doczekam.- podał rękę mojemu bracie, a mnie mocno przytulił.- Ślicznie wyglądasz i muszę przyznać, że te czerwone usta przyprawiają mnie o dreszcze.
No tak, jak zwykle pewny siebie. Wymamrotałam tylko ciche: dziękuję i spuściłam głowę, aby nie widział jak się rumienię. Oczywiście mój brat się zaśmiał i musiał jeszcze coś dodać.
-W końcu stroiła się tak dla...- nie dokończył, bo dałam mu kuksańca w bok. Zaśmiałam się nerwowo i ruszyłam dalej. Może i braciszek chciał dobrze, ale mógł wymyślić coś innego.
Byłam przekonana, że idą za mną, dlatego nie odwracałam się dopóki nie doszliśmy do drzwi Maxa. Już miałam je otworzyć, gdy ktoś mnie uprzedził. Tym kimś był Oscar.
-Panie przodem.- ukłonił się teatralnie, na co z moich ust wydobył się cichy chichot.
Weszłam do przestronnego salonu z którego wydobywała się cicha muzyka. Szybko odszukałam właściciela domu i mocno go przytuliłam.
-No to żeś się odpicowała.-zagwizdał i ruszył przywitać moich towarzyszy.
-No to w czym Ci możemy pomóc?- zapytał się go Nick.
-Hmm... W sumie to wszystko jest gotowe, ale trzeba by kupić jakieś przekąski.
-Ja mogę się przejść.
-No dobra, dam Ci pieniądze i coś wybierz ze sklepu.
Gdy ten szukał portfela, usłyszałam przyjemny dla ucha głos.
-W takim razie ja pójdę z Tobą. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
No jasne, że chcę abyś poszedł - pomyślałam. Tylko czemu wszyscy uważają mnie za małą dziewczynkę.
-Nie dziękuję, dam radę.
Wzięłam pieniądze i wyszłam zatrzaskując drzwi. Niech sobie myślą co chcą. To nie moja wina, że mam dopiero czternaście lat. Nie moja wina...
Chociaż może Oscar po prostu chciał być miły. Może nie potrzebnie się tak zachowałam, ale trudno, nie cofnę czasu.
Byłam w połowie drogi do sklepu, gdy usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam swoją najlepszą przyjaciółkę. Mimo,  iż była rok starsza, dogadywałyśmy się świetnie.
-Jejku, jak Ty pięknie wyglądasz. Jeszcze lepiej ode mnie.- usiłowała utrzymać poważną minę, jednak jej się nie udało i już po chwili śmiałyśmy się razem. 
-No nie przesadzaj, nawet bez tego wszystkiego jesteś piękniejsza.
-Ok, nie mogę zaprzeczyć. A gdzie się wybierasz, przecież impreza jest w drugą stronę.
-Idę do sklepu po przekąski, za dwadzieścia minut będę. 
-Do zobaczenia w takim razie.- i ruszyła w stronę domu Maxa.
Szybko znalazłam się w sklepie i kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy. Starałam się dotrzeć na miejsce jak najszybciej i udało mi się wrócić po piętnastu minutach. Weszłam do domu i położyłam wszystko na blacie. Nikogo nie widziałam, więc stwierdziłam, że rozpakuję wszystko sama. Ciastka, chipsy i inne włożyłam do misek a napoje ustawiłam w rzędzie. Już miałam wychodzić z pomieszczenia, kiedy ktoś zagrodził mi przejście. Spojrzałam w górę i zobaczyłam zmartwioną twarz Oscara.
-Coś się stało?
-Tak...- miałam nadzieję, że powie coś więcej,ale się myliłam.
Przybliżył się do mnie. Miedzy nami nie było już wolnej przestrzeni. Objął mnie rękoma w pasie i spojrzał w moje oczy.
-Ty się stałaś. Nic nie rozumiesz? Twój brat powiedział mi, że masz kompleksy z powodu wieku. Mnie to nie obchodzi. Nie obchodzi mnie ile masz lat. Nie obchodzi mnie co sądzą inni. Według mnie jesteś idealna. Ja po prostu się w tobie... zakochałem.- nie dał mi nic powiedzieć tylko złożył na mych ustach, słodki i delikatny pocałunek. 
Gdy odrobinę się odsunął, a ja wyszłam z szoku, odpowiedziałam:
-Wiesz, że ja też się zakochałam?
Chyba mnie nie do końca zrozumiał, bo zmarszczył brwi.
-Też zakochałam się w tobie głuptasie.- uśmiechnęłam się do niego, a on pochylił się jeszcze raz tego wieczoru, by dopasować swoje wargi do moich.
Poczułam się jak w bajce. Wiedziałam, że już nic nie będzie takie samo. Nic nie będzie takie samo, bo zmieni się na lepsze... 

"Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem... By żyć potrzebujemy drugiego."


*******************************************************************************
Tak jak obiecywałam - krótkie opowiadanie. Chciałam się na chwilę oderwać od kolejnych części "Wypadku", ale teraz pracuję pełną parą. 
Muszę też podziękować za ponad 500 wyświetleń. Nie wierzę w to co widzę ;) <3 xx.
~ola


sobota, 26 lipca 2014

Wypadek cz.6

Zdenerwował mnie...  Uch, za kogo się uważa? Też mi coś. Przecież nic takiego nie powiedziałam. Mam rozumieć, że nawet spytać się nie mogę... No cóż, nie prosiłam się o nic. Nie do mnie pretensje.
No ok, jak tam mu się chce, ale niech nie myśli, że będę miła.
W ręku trzymał uwiąz. Odsunęłam się na bezpieczną odległość, bo nie wiadomo jak Dukat zareaguje na mnie.
-Nie powinnaś okazywać strachu. Rozumiem ostrożność, ale nie możesz tak reagować. 
Gdy tylko skończył mówić, otworzył boks i jednym szybkim ruchem zapiął konia. Wyprowadził go, jednak wzrok miał utkwiony w podłodze. Obserwowałam jego ruchy, podążając daleko w tyle. Tom wprowadził Dukata do lążownika i puścił go wolno. Zaczął brykać i szarżować na ogrodzenie, jak dziki.
-Mam tu stać? Może mogłabym wrócić do pokoju.
-Obserwuj dokładnie. Chcę zdobyć jego zaufanie. Ty jesteś jego częścią, powinnaś tu być. -nagle zrobił się miły.
No cóż, usiadłam na trawie tak, by wszystko było widać. Byłam ciekawa co się stanie. Już po kilku sekundach Tom, zaczął uderzać końcem liny przy jego tylnych kopytach. Od razu rzucił się na niego. Natomiast, pan "zaklinacz koni", został nie ugięty i zamachnął liną przy jego łbie. Dukat odskoczył do tył i zaczął galopować po okręgu. Co chwila przyspieszał lub zwalniał. Lina uderzała przy przy kopytach, a Tom biegł przy nim - byli łeb w łeb. Nie miałam pojęcia o co tu chodzi. To miało niby pomóc? Ok, już przestanę narzekać... Tak będzie lepiej.
Tom zaczął go poganiać, biegli coraz szybciej i coraz bliżej siebie. Niesamowicie było patrzeć na to wszystko. Z otępienia wyprowadził mnie głos nauczyciela... jeśli mogę go tak nazwać.
-Spójrz! Jedno swoje ucho, skierował w moją stronę.- rzekł do mnie zdyszany.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Dukat zwolnił galop, przez co Tom musiał zwrócić na niego większą uwagę. Widziałam jak zawzięcie patrzą sobie w oczy i faktycznie, jedno ucho zwrócił w stronę towarzysza. Tak jak wspominał wcześniej, starał się zdobyć jego zaufanie. Mam tylko głupią nadzieję, że mu się to uda...
Momencik, czy ja właśnie powiedziałam, że mam nadzieję? Och, może zaczynam pękać. To bardzo dziwne uczucie w sercu, gdy po tak długim czasie zaczyna mi na czymś zależeć. Przecież miałam być wredna i bez skrupułów. Życie potraktowało mnie niesprawiedliwie, to fakt. Ale, może nie powinnam traktować tak innych? A szczególnie tych, którzy chcą mi pomóc. Nie, to nie wypali. Nie dam rady, przecież tak nie potrafię... Przynajmniej na razie, nie dam rady zmienić się w tę samą dziewczynkę co kiedyś. Może, gdy zobaczę uśmiechnięte oczy mojego konika, przezwyciężę lęk i będę miała wreszcie satysfakcję z życia.
Kolejny raz z zamyślenia wyrwał mnie Tom.
-Daje mi kolejny znak... Już ostatni. Zauważ jak zniża łeb, prawie dotyka ziemi.
Niesamowite, jakby się kłaniał. Nigdy tego nie widziałam. Może on pomoże Dukatowi. A co jeśli się uda? To będzie cud. Tak, to będzie cud, chyba pierwszy w moim życiu.
Postanowiłam, że skupię się bardziej na ich pracy. Chwilę później kowboj, zatrzymał się na środku ujeżdżalni i opuścił głowę w dół. Koń natychmiast się zatrzymał i popatrzył na niego dziwnym wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, ale Dukat podszedł do Toma i puknął go lekko w prawe ramię. Ten natomiast odwrócił się i dał przysmak konikowi, po czym odszedł kawałek. Jego "partner" poszedł za nim. Chodzili tak w kółko kilka minut. Z każdym okrążeniem, byłam coraz bardziej przerażona. Jak? Takie zwykłe pytanie, a jak trudno jest odpowiedzieć.
-Zyskałeś jego zaufanie, mam rację? I w czym ma to pomóc. W sumie to go uspokoiło, ale na tym koniec?- zapytałam z nutką nadziei w głosie.
-O nie, przed nami jeszcze masa pracy. Nadal nie wiadomo jak zareaguje na ciebie. Chyba nie sądzisz, że to było na darmo. Teraz mogę mu pomóc zdobyć zaufanie do reszty ludzi. W końcu na świecie nie żyję tylko sam. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale proszę, podejdź do ogrodzenia. Tylko powoli i jak na razie, nie za blisko.
Tak, jak powiedział, tak zrobiłam. Miałam problem ze wstaniem, ale się jakoś udało. Starałam się podejść jak najwolniej... Jednak, gdy tylko Dukat mnie zauważył, odskoczył do tyłu i rżał gniewnie.
-Odsuń się... Tak, lepiej. Na dziś wystarczy. Możesz wrócić do domu i zająć się sobą.
A więc, wrócił ten Tom... Jeśli rozumiecie o co chodzi. Myślałam, że będzie w końcu miły, ale za dużo wymagam najwidoczniej.

"To nic. Poradzę sobie bez ciebie."

*******************************************************************************
No to 6 część za nami. Może znudziło was to opowiadanie? 
No i jeszcze jedno - nie czepiajcie się tylko, że pozmieniałam to i owo w opowiadaniu. 
Troszkę inaczej było w filmie, jednak chciała dodać coś od siebie. Postaram się napisać na jutro kolejną część, zobaczymy. Na 99,9% dodam krótkie opowiadanie, oczywiście nie dotyczące tego. W końcu muszę nadrobić zaległości, za które strasznie przepraszam. xx ;)
~ola



piątek, 25 lipca 2014

Wypadek cz.5

Wniosłam razem z matką wszystkie nasze rzeczy do domku w którym miałyśmy mieszkać. 
Nie było tam za dużo miejsca, ale wystarczająco. Wystrój nie był zachęcający... 
Sądzę, że lepiej będzie jak się nie wypowiem na ten temat.
Z moich rozmyślań wyrwała mnie moja rodzicielka.
-Pięknie tu, prawda? Zawsze chciałam przyjechać w takie miejsce.
-Nie musisz kłamać. Nie nabiorę się na to, już nie jestem taka mała. Jeśli myślisz, że swoją paplaniną mnie przekonasz, to postaraj się bardziej.
O co wogule jej chodziło...  No,  przynajmniej już się nie odezwała. Weszłam do swojego cudownego pokoiku i rzuciłam torbę przy łóżku. Kule zostawiłam przy drzwiach, już ich tak bardzo nie potrzebowałam.
Ułożyłam się na łóżku i wlepiłam swój wzrok w sufit.
Nie mam pojęcia ile leżałam, ale gdy się ściemniło postanowiłam, że coś zjem. 
Weszłam do kuchni z lekkim trudem, bo był spory próg. Trochę przeszkadza mi proteza. 
Ledwo mi się zgina, a rana pewnie się tak łatwo nie zagoi.
Spojrzałam do lodówki i od razu ją zamknęłam. Świeciła pustkami. No to super - nie dość, że zostałam przymuszona do przyjazdu tutaj, to jeszcze warunków do życia nie ma. 
To istny koszmar. Może jak się wyśpię, to będę miała lepszy humor.
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam.
Obudziłam się przez jakiś hałas, dobiegający zza drzwi. Nie było sensu nawet starać się zasnąć. Wstałam z łóżka, ubrałam się w jakieś dżinsy i podniszczoną bluzkę z krótkim rękawem. Wychodząc z pokoju, zauważyłam, że mama znajduje się w kuchni. Podeszłam trochę bliżej i ogarnęło mnie przerażenie. Mama właśnie gotowała. Ona nigdy, ale to NIGDY nie gotuje. 
Zaraz po tym, gdy otrząsnęłam się z szoku, zastanowiło mnie skąd wzięła jedzenie. Postanowiłam to wyjaśnić później. Usiadłam wygodnie przy stoliku i przyglądałam się jej poczynaniom. 
Kilka chwil później, nareszcie mnie zauważyła.
-O, widzę, że się już obudziłaś. Jak się spało w nowym miejscu?
-Było nawet w porządku. -wysiliłam się na dosyć łagodny ton.
Rodzicielka podała kanapki i postanowiła po raz kolejny nawiązać kontakt ze mną.
-Rano przyszła gospodyni, aby dać nam trochę jedzenia. Później przejadę się do sklepu.
-Mhm, to super. Miło z jej strony.
Czasem moja sztuczność mnie przeraża.
-Powiedziała mi jeszcze, żebyś stawiła się pod stajnią za godzinę. Po tym jak wyszłaś do swojego pokoju, razem z Tomem wprowadziliśmy Dukata do jego nowego boksu. -a więc nie jaki Tom, będzie prowadził te lekcje.
-Dobrze, pójdę tam. Ale uprzedzałam już dawno i powtórzę to jeszcze raz, nie zamierzam współpracować.
Po śniadaniu wróciłam do pokoju i przebrałam się w odpowiedniejsze rzeczy i uczesałam włosy w wysokiego kuca. Do stajni wyruszyłam trochę wcześniej, by zapoznać się z otoczeniem. Wchodząc do środka usłyszałam przyjemne dla uszu rzżenie. Popatrzyłam na wszystkie boksy z których wychylały się konie. Tylko z jednego nie wystawał łeb. Domysliłam się, że to właśnie tam znajduje się Dukat. Przy pomocy kuli doszłam do niego. Jego oczy wyrażały wściekłość, gniew i nienawiść. Nie było w nich już tyle blasku. Praktycznie w ogóle go tam nie było. Te wszystkie emocje były skierowane do mnie. W końcu to przeze mnie tyle cierpiał. Nie obchodziło mnie to jak wygląda, przerażało mnie to, że nie wiem jak go przeprosić. Jak zdobyć jego zaufanie. Niestety to tylko marzenia, przecież nigdy na niego nie wsiądę...  Wtedy usłyszałam kroki, odwróciłam się i zobaczyłam tego samego mężczyznę co wczoraj przy samochodzie.
-To ty jesteś Grace? -przeszedł obok mnie i stanął oparty o boks Dukata. Miał trochę wrogi to głosu.
-Tak, mógłby Pan od razu powiedzieć co będziemy robić...
-Jestem Tom Booker. - wszedł mi w słowo - Mów mi po prostu Tom. A co będziemy robić dowiesz się później. Powinnaś od dzisiaj zacząć naukę cierpliwości, której najwyraźniej ci brak.

"Pamiętaj, może być tylko lepiej."


*******************************************************************************
Przepraszam, że dopiero teraz dodaję to opowiadanie, ale tak jak wspominałam byłam na koloniach. Co najgorsze, telefon mieliśmy tylko na godzinkę. Ale jakoś przeżyłam. :) 
Mam nadzieję, że kolejna część wam się podoba. Nareszcie zaczyna się coś dziać. 
Tak sobie to przemyślałam, że wyjdzie więcej części niż mówiłam.
Zastanawiam czemu nie ma komentarzy. To bardzo motywuje, więc proszę - napiszcie choćby "przeczytałam/em". ;)

niedziela, 29 czerwca 2014

Wypadek cz.4

Miejscami czułam się jak w obcym świecie. Nie pasowało mi wszystko... Tak, tak. Myślicie sobie, że jestem kapryśną dziewczynką. Po prostu wyrażam swoje zdanie i tyle. A tutaj - ja tu nie pasuję. Wszędzie piasek i tak mało kolorów. Nawet nie wysiadłam z samochodu, ale czuję ten upał, który zżera wszystko. Mama całą drogę milczała. Cieszyłam się, że nie będę musiała odpowiadać na jej bzdurne pytania. Z tyłu słychać było kopanie Dukata. Nie lubił podróżować, a w tej sytuacji tym bardziej. Nie wiem jak to się wszystko potoczy. Przecież, ja nie zamierzam  z nikim współpracować. Wiem, że to może odmienić moje życie...  Ale czy warto? Ta cała terapia, wydaje mi się oklepana. Może uda się pomóc Dukatowi. Wtedy, na mojej twarzy pojawi się uśmiech. A więc, niech się dzieje co chce. Ja odmawiam dalszego działania.
Po dwóch dniach podróży, udało nam się dojechać na... Pustkowie. No jasne, a czego mogłam się spodziewać. Chyba,  nie luksusowych hoteli. Wszędzie pola, albo ten sam piasek. Trudno będzie, ale mam nadzieje, że przeżyję te kilka tygodni.
Postanowiłam przerwać, tą niezręczną ciszę.
-Ile nam jeszcze zostało drogi?
-Widzisz to gospodarstwo? Tam po lewo?
Spojrzałam w skazanym kierunku. To nie było zwykłe gospodarstwo. Nie takie z krowami i kurami. To było w stylu rancza... Dużego rancza. Nie powiem, zachwycił mnie ten widok. Łąki, na których pasą się konie. Kilka domków letniskowych. I jezioro. Przepięknie, ale czy tak będzie dalej. Może się okazać, że w środku będzie rudera, czy coś w tym stylu.
Kiedy moja rodzicielka zatrzymała pojazd, rozkazała abym poczekała w samochodzie. Czyżby nie uprzedziła nikogo o naszym przyjeździe. Zaczyna się robić ciekawie. Uchyliłam lekko szybę, aby móc usłyszeć rozmowę, która trwała już chwilę.
-Naprawdę, proszę pana. A co jeśli to jedyna szansa, żeby wyzdrowiał... Żeby wyzdrowieli.
-Nie jestem weterynarzem i nie mam za dużo czasu.
-Zapłacę.-tak, typowe zachowanie matki.
-Rozumiem pani rozpacz i współczuję, ale nie zamierzam niańczyć czyjegoś rozwydrzonego dziecka.-widziałam, że się zirytował.
-A co jeśli to pana dziecku stała się taka krzywda?
-Wtedy bym pomyślał.
Zauważyłam, że zbliża się do nich jakaś kobieta. Może to jego żona. Tak, na to wygląda.
-Kochanie, co się dzieje?
-Ta pani, uważa, że mogę pomóc jej córce i...
Dalej nie chciałam słuchać, więc przymknęłam szybę.  Mam nadzieję, że wrócimy szybko do domu, nawet tu nie goszcząc.
Już po chwili, moje drzwi zostały uchylone i pojawiła się w nich mama.
-Ci mili ludzie, pozwolili nam mieszkać u siebie w domku za jeziorem. A co do tego zaklinacza koni... Powiedział, że jutro zaczniecie "treningi"- widziałam, że jest bardzo zdeterminowana.
-Jasne, ale ostrzegam. Nie zamierzam współpracować.
-Zobaczymy. A teraz, pomóż mi zanieść wszystkie rzeczy do środka. Tylko weź te lekkie rzeczy.
Uch, jak ona mnie denerwuje. No i po co ja wsiadłam do tego samochodu. Może lepiej było gnić w domu.

"Chciałabym móc, odfrunąć stąd jak najdalej."

*******************************************************************************
Możecie mnie zabić, pozwalam... Przepraszam, że take krótkie, ale brak czasu. Na początku lipca wyjeżdżam na kolonie (dwa tygodnie) i nie wiem czy coś jeszcze dodam. Na pewno w trakcie, będę pisała, jednak z internetem będzie kiepsko. 
Dziękuję wszystkim, którzy czytają moje opowiadania. Buziaczki ;)
~ola

sobota, 21 czerwca 2014

Wypadek cz. 3

Już nie był taki sam. To już nie był on.  Nawet nie wiem czy mnie poznał.
Szybkim krokiem przemierzyłam metry dzielące mnie od samochodu. Kule rzuciłam przy kołach i nie obchodziło mnie co z nimi będzie. Mogą tam nawet zostać. Widziałam zbliżających się rodziców. Mieli zmartwione miny... Pewnie tego się spodziewali. Gdy tylko otworzyli drzwi, przeczuwałam rozmowę, której wolałam uniknąć.
-Wysłuchaj mnie! - widziała, że chcę przerwać - To nie jest takie proste. Weterynarz przyjeżdża dwa razy dziennie, Dukat ma najlepszą opiekę. Staramy się jak możemy. On, nie daje sobie pomóc. W końcu to tylko zwie... - już nie mogłam dłużej tego słuchać. Jak ona mogła?!
-Jedźmy już.
Czy nie rozumieli, że Dukat był kimś więcej niż tylko zwierzęciem. To okropne. 
Tak, jakby mnie obraziła. Od zawsze mama uważała, że jazda konna jest bezsensowna.
Mimo tego za wszystko płaciła i co najważniejsze, cieszyła się z moich osiągnięć. A ojciec? On siedzi w pracy... Ciągle. 
Od rana do wieczora. Za dużo to go nie obchodzi. Teraz, po wypadku, spędza kilka godzin więcej w domu.
Widziałam tylko, jak żegnali się z weterynarzem i stajennymi. Po chwili byli w aucie, a ja zwróciłam swój wzrok na moje palce. Wydawały się w tamtym momencie, takie interesujące. Cieszyłam się z jednego : rodzice nie zamierzali podejmować rozmowy. Najchętniej pobiegłabym teraz, gdzieś daleko stąd. Nawet o kulach,  chociażby z protezą.
Mam dość już tych wszystkich przemyśleń. To po prostu automatyczne. Ktoś mógłby wymyślić coś typu włącznik na myślenie. Nie zawsze jednak, dostaje się to co się chce.
Droga dłużyła się okropnie. Drzewa, krzewy i cała zieleń za oknem, zlewała się w jedno. 
Niebo, lekko zachmurzone, raziło niezmiernie. Wszystko mi dzisiaj przeszkadzało. Powinnam wziąść się za siebie. Tyle, że jak? Od czego zacząć... Teraz nie chce zaprzątać sobie głowy.
Gdy nareszcie wyjechaliśmy do garażu, poczekałam grzecznie na tatę. Nie obdarzając, jednak ich ani jednym spojrzeniem weszłam do swojego pokoju.  Miałam nadzieję, że pójdą do pracy i dadzą mi spokój. Mogą robić co chcą, mnie to nie obchodzi. Jednak,  to co wymyśliła mama... 
Przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
-Córeczko, pomyślałam sobie, że potrzebny WAM psycholog.-co? Mam się śmiać? - zanim odpowiesz... To nie jest zwykły psycholog. To zaklinacz koni. Wiem to dziwnie brzmi. 
Ale on, jako jedyny może wam pomóc. Nie mamy do niego blisko. Ale on pomorze. Ja w to wierzę.
-A może ja w to nie wierzę. I co my tam będziemy robić? Nawet nie ma szans, że tam pojadę.
-Chociaż spróbuj. Jeśli coś będzie nie tak, to wrócimy. Tata dojedzie później, a wtedy... - znam to skądś.
-Znowu ma pilne sprawy do załatwienia, tak?
-Wiesz jak to jest. Przygotuj się, jutro po południu wyjeżdżamy. - i wyszła.
Czy ja dobrze usłyszałam? Jutro wyjeżdżamy... Ale gdzie?! Czy ona mnie w ogóle słucha. 
To jest jakieś chore. To nie ja mam problemy, tylko oni. I jeszcze ta praca ojca. Uch, jeśli myśli, że uwierzę w tę bajeczkę, to się grubo myli. Od dawna wiedziałam, że zdradza mamę. 
Tylko nie chciałam jej nic mówić. A szczególnie, nie teraz. Pewnie znowu wymyślił "konferencję". 
Niech sobie jedzie, proszę bardzo. Potem, niech nie liczy na mnie.
Postanowiłam, że skoro jest i tak wcześnie, to poczytam książkę. Tylko od której zacząć... 
No wiecie, teraz każdy mi kupuje książki, bo nie mogę nic innego robić. Wybrałam pierwszą lepszą i zagłębiłam się w lekturze. Zawsze czytając, wyobrażałam sobie, że to ja jestem na miejscu bohaterki. Miałam tak automatycznie. Nawet nie wiem kiedy się ściemniło. Postanowiłam, że skoro mam wcześniej wstać, położę się spać już teraz. Umyłam się i przebrałam w piżdżame. 
Okryłam się tylko kocem, bo było gorąco. Już po chwili, Od płynęłam w krainy morfeusza.
Rano zostałam obudzona, przez mamę. Ojca, oczywiście już nie było. Smakowałam się w dużą torbę i zeszłam na śniadanie.
-Mogę wiedzieć gdzie jedziemy?-starałam się, aby mój głos zabrzmiał normalnie.
-Jedziemy na zachód stanów.
Strasznie wyczerpująca odpowiedź. No to super. Na zachodzie jest gorąco. Wcale bym się nie zdziwiła, gdybyśmy pojechały do jakiegoś kowboja. Gdy już byłyśmy w zapakowanym samochodzie, zastanowiło mnie to, czy Dukat (lub to co z niego pozostało) jedzie z nami. Musiałybyśmy wynająć przyczepę. Jednak, kierunek który wszystko wyjaśnił. Dojechałyśmy do stajni, od tył. Tam właśnie znajdował się Dukat. I tam właśnie zauważyłam przyczepę. 
Próbowali wprowadzić do niej mojego konia. Nie wiem jak chcą to zrobić. Od zawsze, tylko mnie dawał się wprowadzić do środka. Wszyscy o tym wiedzieli. Nie chciałam dłużej na to patrzeć, więc odwróciłam wzrok w drugą stronę. Przeczekałam w tej pozycji, póki nie poczułam, że samochód rusza. To oznaczało, że przyczepa doczepiona... A ja ruszam w drogę, pełną trudności.

"Myśli i czyny - nie idą ze sobą w parze."

*******************************************************************************
I już trzecia część opowiadania. Spodziewajcie się jeszcze czterech lub pięciu ;)
~ola





Wypadek cz. 2

Czy życie zawsze jest nie sprawiedliwe? Czy choć jeden dzień można przeżyć normalnie... Chciałabym.

-Odpowiedz!!!
Ja siedziałam dalej,  wpatrując się w swoje dłonie. Każdy wymaga ode mnie, czegoś co leży na granicy mojej wytrzymałości. Nie mam normalnego życia, ono przewinęło. Przynajmniej zaczęłam chodzić... o kulach. Tyle, że nie mogę wychodzić z domu. "Coś mi się może stać". 
Ale już niedługo,  gdy tylko dojdę do siebie... No prawie. Ja już nie dojdę do siebie. Już nie będę normalna. Już nie będę taka sama. I już nie będę normalnie traktowana. Chciałabym właśnie się obudzić. Wiele razy myślałam,  że to tylko sen. Niestety, zawsze musiałam się rozczarować. 
Do szkoły przestałam chodzić...  Narazie i tak bym nie mogła.
Choć do tej pory nie wierzę, że mojej kochanej przyjaciółki nie ma, musiałam się z tym pogodzić. Nie obwiniam nikogo, bo po co. I tak nie ma sensu.
-Nawet nie dajesz sobie pomóc! Zrozum, że nie odwrócisz tego co już się stało!!!
Wyszła. Nareszcie. Kocham rodziców, choć już tego nie okazuje. Straciłam ochotę na okazywanie jakich kolwiek uczuć.

*** trzy tygodnie później ***

Nie myślałam, że to wszystko będzie takie proste. Jeszcze nie dawno chciałam umrzeć. 
Nie bałabym się. Nawet teraz się nie boję. W końcu to nic takiego. I tak mam zmarnowane życie.
Szczególnie brak mi mojej przyjaciółki. Wiem, że nie wejdzie teraz przez drzwi do mojego pokoju... Nagle mnie olśniło. Zaszłam tak szybko, jak mogłam po schodach do salonu gdzie byli moi rodzice.
-Chcę jechać do stajni. Chcę zobaczyć Dukata.-zobaczyłam ich porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie wiem czy to jest możliwe. Wiesz... On już nie jest taki sam.
-Jeśli mnie tam nie zawieziecie, to pójdę choćby pieszo.
-Kochanie, wiemy co czujesz i uwierz, że gdyby to było możliwe zawieźlibyśmy cię już teraz.-tego się spodziewałam. Nie rozumieją mnie.
-Powiedzcie, że nic mu nie jest...-nie dostałam odpowiedzi. - Proszę, ja muszę go zobaczyć.
-Dobrze, w takim razie pojedziemy jutro.
Przynajmniej tyle. Nie wiem co oni ukrywają. Może coś mu się stało, ale na pewno żyję. 
Gdyby nie żył, rodzice nie zawieźliby mnie tam. Teraz pozostaje mi czekać do jutra.
Nie mówiąc już więcej nic, wróciłam do swojego pokoju. Przebrałam  się i umyłam. 
Miałam trochę utrudnione chodzenie, ale dawałam radę. Już się przyzwyczaiłam. Gdy tylko ulożyłam się wygodnie w łóżku, ogarnął mnie spokój. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Rano, wstałam wyjątkowo wcześnie. Może to z emocji. W końcu, nareszcie zobaczę Dukata... Pewnie ma coś złamane, a rodzice nie chcą żebym to widziała. I tak mnie już nic nie zaskoczy. 
W drodze do stadniny, byłam bardzo przejęta. Z każdym kilometrem, nie mogłam się jeszcze bardziej doczekać. Gdy samochód stanął, musiałam poczekać aż tata poda mi kule... 
Najchętniej wyleciałabym z samochodu.
-Tylko pamiętaj, że on już nie jest taki sam. - usłyszałam po raz kolejny.
Miałam już tego dosyć, ale mam nadzieję, że nie dałam po sobie poznać znudzenia i złości. 
Na tyle ile mogłam, wyprostowałam się i ruszyła do boksu Dukata. Jednak tam go nie zobaczyłam.
-Gdzie on jest?
-Na samym końcu stajni.
Zdziwiłam się, dlaczego go przenieśli. Przecież na tam nigdy nie było koni.
Gdy tam doszłam, niewiele mogłam zobaczyć. Jedyne światło dawało małe okienko na górze. Przybliżyłam się jeszcze bardziej i dostrzegłam go... Jeśli to faktycznie był on. 
Otworzyłam jedną ręką boks i powoli weszłam do niego. Usłyszałam jednak rżenie i odgłos, jakby cierpienia. Szybko się cofnęłam, bo to nie oznaczało nic dobrego. Kilka sekund później, Dukat obrócił się i zaszarżował na mnie. O mało co nie upadłam... Jednak, jego widok przeraził mnie bardziej. Jego skóra obok oczu... On prawie nie miał skóry. Nawet na grzbiecie.  
Wyglądał jak dziki. Jego kiedyś piękne oczy, wyglądały tak obco. Emanowała od niego wściekłość, chociaż nie wiem czy dobrze to ujęłam.
Co się stało... Co się stało z moim kochanym konikiem?

"W oczach łzy, a w dłoniach pustka."

*******************************************************************************
Przepraszam, że dawno nic nie dodałam. Mam nadzieję, że rozumiecie... Niedługo koniec szkoły. 
A wracając do opowiadania. Pomysł ściągnięty z filmu, wiem ;) Ale miałam ochotę napisać to opowiadanie i nic mnie już przed tym nie powstrzyma. Niedługo dodam następną część, bo właśnie skończyłam pisać. 
Zapraszam do komentowania :)))
~ola

niedziela, 15 czerwca 2014

Wypadek cz.1

Wyobrażacie sobie,  jak bardzo można się zmienić... Przez jeden wypadek.
Z moją najlepszą przyjaciółką wybrałyśmy się do stadniny.  Miałyśmy swoje konie. 
Wygrałyśmy na nich nie jedne zawody w skokach. Czasem jednak wolałyśmy wybrać się w teren, aby odpocząć od ciężkich treningów. Mimo, że jazda konna wymaga dużej pracy i wysiłku fizycznego,  sprawia mi ogromną przyjemność.  Dopiero wtedy czuję się wolna - czuję, że żyję.
Moja mama odwiozła nas do stadniny i miała przyjechać dopiero za trzy godziny. 
Miałyśmy niezły ubaw przy szczotkowaniu koni, bo musiały wymazać się w błocie.  
Chyba można sobie wyobrazić jak wyglądałyśmy. Wyjątkowo szybko poszło nam osiodłanie ulubieńców, więc postanowiłyśmy wyruszyć w teren. Była zima, a drogę - nawet polany - odział lód. Wiedziałyśmy,  że to nie są najlepsze warunki, ale nie zamierzałyśmy nawet kłusować. 
Po prostu zwykła przejażdżka. Mój kochany Dukat był nie spokojny. Nie wiedziałam co się dzieje,  ale gdy wyruszyłyśmy rozluźnił się.  Nie wiem czemu, trzymałyśmy się blisko drogi. 
Może dlatego, że było tam mnóstwo wzniesień, które lubiłyśmy pokonywać... 
Jedno było pewne: to nasz największy błąd w życiu.
W jednej chwili stały się dwie rzeczy. Po pierwsze - samochód wyjechał z zza zakrętu i był prawie na naszej wysokości.  Po drugie - nasze konie zaczęły się ślizgać w dół. 
 Nie wiem jak to możliwe.  Przecież tam nie było lodu. Jednak stało się najgorsze. [I.t.p.] zwisała z boku siodła. Widocznie nie mogła wydostać nogi ze strzemienia. Ja natomiast,  próbując jej pomóc obserwowałam zbliżającą się do nas ciężarówkę. Nie miałyśmy jak uciec.
Zkazane na śmierć, czekałyśmy krzycząc na głos. Kierowca zobaczył nas w ostatniej chwili i zaczął zwalniać.
Nie wiem co kierowało Dukatem, po prostu rzucił się na tę ciężarówkę. Wypadłam z siodła i uderzyłam się w tył głowy. Bardzo szybko straciłam przytomność, mimo kasku.
Ostatnie co słyszałam, to krzyki i pisk opon...

Obudziłam się oślepiona blaskiem mocnych świateł. Otworzyłam oczy i już po chwili wiedziałam gdzie jestem. Chciałam się ruszyć. Wydostać spod tony kabli, niestety nie mogłam.
- Słońce uspokój się, musisz odpoczywać.- usłyszałam płaczliwy głos mojej mamy.
Gdy dotarły do mnie te słowa, zdałam sobie sprawę, że nie mogę ruszyć nogą.
 Przestraszyłam się nie na żarty. Obolałą ręką dotknęłam miejsca pod kołdrą - pustego miejsca. 
- Czy to... Ja... Nie mam...- rodzice smutno pokiwali głową i jeszcze bardziej zaczęły im łzy lecieć z oczu.
Nie wierzyłam w to. To po prostu nie możliwe. 

*** Tydzień później ***

Przeszłam już kilka operacji i mogę powiedzieć, że mam implant nogi. Na razie nie chodzę. 
Może niedługo stąd wyjdę.... wyjadę. Żadko kiedy ktoś mnie odwiedza, bo zaraz ich wyganiam. Nie jestem już tą samą wesołą i przyjazną osobą. Już nie. 
Ktoś nie tylko odebrał mi nogę, ale i przyjaciółkę...

 "Choć pędzimy galopem, jesteśmy razem... prawie"

*******************************************************************************
Zgadniecie skąd wzięłam pomysł? Prawdziwi jeźdźcy na pewno ;)
~ola

niedziela, 1 czerwca 2014

Harmonia

Tak sobie myślałam, czemu czas nie może się zatrzymać. Tylko gna do przodu i nic więcej.
Czy już nie ważne są chwile?
Cisza, spokój i harmonia panująca w lesie, była cudowna.
To dlatego lubię tu przebywać. Można trochę ochłonąć, po życiu codziennym.
Ptaki, które tak pięknie śpiewają - tworzą jedność.
Nie jest łatwo dostrzec detale, nawet jeśli będą w zasięgu naszego wzroku.
Niebo, nie zawsze niebieskie, przybrało kolor różowy.
Zbliża się zachód słońca... Moja ulubiona pora dnia. Nie jest za gorąco, ani za zimno.
Mimo, że życie to błędne koło, można coś od niego dostać.
Maleńkie cienie płatków stokrotek, a noc z płatków róż.
Wiaterek z motylich skrzydełek, huragany z ptasich skrzydeł.
Woda z dalekich stron i susza - tak blisko.
Oddechy gwiazd i słońce w czyimś uśmiechu.
Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale po co? Każdy będzie się upierał, że to nie ma sensu.
Coś się kończy a coś się zaczyna... Typowe. Nic więcej ludzie nie potrafią powiedzieć.
Przecież nic się nie kończy. Wszystkie wspomnienia pozostaną.
Tak samo jak każde z żywych stworzeń. Również stwierdzenie, że coś się zaczyna jest błędne.
Po prostu życie jest nie przerwane i toczy się dalej.
Wszystko jest bezcenne... - chciałabym tak powiedzieć.
Staramy się o coś nowego, a niszczymy to co mogło nam pomóc.
Nie widzimy więzi, która jest w nas. Która chroni przed upadkiem...
Pora wracać do domu. Chociaż, jakby to przemyśleć to ja jestem w domu.
Nie poradzę nic na zło, które wkradło się do naszych umysłów.
Mogę tylko sama zachować się godnie, jak na "człowieka" przystało.


*******************************************************************************
Co o nim sądzicie? Wiem, że krótki... Ale taki miałam pomysł. Natępnym razem postaram się dłuże napisać. A może macie jakieś pomysły? ;)
~ola

Nabór

Cześć, tym razem nie ma opowiadania (właśnie nad nim pracuję), będzie informacja.
 Nasza nowa autorka Naomi - odeszła z bloga - z przyczyn nie wyjaśnionych.
Dlatego ponawiam nabór : Wysyłajcie e-maile (nb.buziaczek@onet.eu lub lastmoment.pl@gmail.com )
wraz ze swoim opowiadaniem i informacjami.
To do zobaczenia ;)
~ola

poniedziałek, 26 maja 2014

Pamiętnik


15.01.12
Drogi pamiętniczku!

Pamiętam jeszcze, że gdy byłam mała miałam mnóstwo zabiegów i operacji.
Wtedy, nie wiedziałam dlaczego.
Myślałam, że każde dziecko to przechodzi i nie jestem jedyna.
Jeśli chodzi o to ostatnie, to prawda.
Już dawno temu rodzice uświadomili mi, że to jest poważna sprawa.
Oni wierzą, że z tego wyjdę.
Proszą, abym się nie poddawała, ale to nie takie proste.
Skoro wiem, że długo nie pozostanę na tym świecie, to czemu już teraz nie mogę odejść?
Po co mam się starać.
Nie widziałam już dawno temu słońca, trawy, nie wspominając o błękicie nieba.
Jak mi tego brakuje.
Tyle, że nic z tym nie zrobię.
Podłączona do tych wszystkich pikających aparatów, mogę tylko leżeć.

Amelia         





20.01.12
Drogi pamiętniczku!

Mimo, że nie jestem tu od wczoraj, nie czuję się tu dobrze.
Miejsce, jakby obce.
Niby niczego mi nie brakuje i nie jestem zupełnie sama...
Ale to nie to samo co kiedyś.
Nie mam przyjaciół do których mogłabym mówić.
Rodzice przychodzą po południu, a wychodzą wieczorem.
Ich dzienna rutyna.
Ja natomiast, oprócz brania leków i leżenia... Na tym się kończy.
Niedługo oszaleję.
Nikt nie widzi, że płaczę zamknięta w toalecie, bo nikogo to nie interesuje.
Słyszę tylko, że mam przeżyć.
A co jak ja nie chcę?

    Amelia         





2.02.12
Drogi pamiętniczku!

Lekarze nie dają mi dużo czasu.
Trochę żałuję, że tyle rzeczy mnie ominęło i ominie. 
Nic już na to nie poradzę.
Czasem trzeba powiedzieć sobie: dosyć...
U mnie to nie działa.
Muszę tak długo czekać na śmierć?
Wszyscy wokół mnie pocieszają, a ja tego nie potrzebuję.
Wystarczy, że dadzą mi spokój, powinni się zająć sobą.
Już nie jestem małym dzieckiem.
Jak widać nie dla każdego liczy się moje zdanie i uważają, że to wszystko jest dla mojego dobra.
Błagam...
Może to trochę samolubne, ale taka jestem.

Amelia         





10.03.12 
Drogi pamiętniczku!

Dawno już nie pisałam, ale nie mogłam.
Nie miałam siły.
Mój stan z dnia na dzień, staje się coraz gorszy.
Czasem nie mogę powiedzieć ani słowa.
Cieszę się, że mi się polepszyło, bo mogłam napisać ten wpis.
A to będzie chyba ostatni.
Niestety.
Jednak gdybym miała tak żyć... Wolałabym nie.
Trudno mi będzie się pożegnać z rodzinom, a rodzice... Nie chcę o tym myśleć.
Pora na mnie.
Moje serce chyba przyśpieszyło, bo słyszę coraz głośniejsze piski.
Do widzenia.

Amelia         






*******************************************************************************

Wyszedł taki pamiętnik. Jak się podoba?
A w innej sprawie - czemu nie komentujecie?
~ola     

niedziela, 25 maja 2014

Niezwyciężone marzenia

-Mamo, tato! Ja was tak strasznie proszę... Nie rozumiecie, że to są moje marzenia?
-Nie będziesz grała na tej badziewnej gitarze. Pójdziesz do szkoły i dokończysz naukę!
Tak zwykle wyglądały moje dni... A raczej mój koszmar. Uparli się na mnie, oboje. Tak bardzo chciałabym pójść do szkoły muzycznej, albo chociaż uczyć się w domu grania. Dla mnie to mnie ma różnicy. Moi rodzice, jednak mają plany wobec mnie. Mam przejąć ich głupią firmę. Nawet nie wiem czym się zajmują.
Nie obchodzi mnie to tak samo, jak ja ich.
-Nigdy się dla was nie liczyłam!?- nawet nie czekałam na odpowiedź, tylko wyszłam z domu zatrzaskując głośno drzwi.
Jak zwykle w takim momencie, poszłam do parku. Tam była cisza i spokój. Mogłam się zrelaksować i odpocząć od wszystkich problemów. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego nie mogłam grać na żadnym instrumencie. Muzyka to całe moje życie. Inna przestrzeń... Gdy robię to co kocham odłączam się od świata i tworzę swój.
Zrobiło się już ciemno, więc postanowiłam wrócić do domu. Szybkim krokiem przemierzyłam miasto i wpadałam jak huragan do domu. Chcą się bawić?... Proszę bardzo.
-Gdzie byłaś tak długo?- standard.
-A co? Może się martwiliście. Tak mi przykro.
-Jak ty się do nas zwracasz. Zaraz dostaniesz szlaban.- nie wierzę, nie umie wymyślić czegoś orginalnego?
-Zwracam się tak, jak na to zasługujecie.
Nie chcąc dalej tego wysłuchiwać, weszłam po schodach do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Nie miałam ochoty na  wizyty. Wyciągnęłam spod łóżka gitarę i po prostu zaczęłam grać. Odpłynęłam już dotykając samych jej strun.
Nie mam pojęcia ile grałam, jednak zdecydowałam, że pora położyć się spać. Odpłynęłam w krainę morfeusza, z myślą na lepsze jutro.

***

-Spakowałaś już swoje ciuszki.- jak zwykle mama musiała dodać sarkazm.
-Tak już spakowałam wszystko. Do widzenia... I jeszcze powodzenia z firmą.
Od wczoraj jestem pełnoletnia. A już dzisiaj się wyprowadzam. Zaczynam swoje nowe, piękne życie. Pójdę w świat z muzyką.

*******************************************************************************
Jak wam się podoba? Do mnie, dołączyła nowa autorka- Naomi ;)
~ola

Distance doesn't mean anything

     Od zawsze pragnęłam kogoś, kto pokochałby mnie taką jaka jestem, moje wady i zalety. Jednak los nie był dla mnie zbyt łaskawy i nigdy nie postawił na mojej drodze kogoś takiego. Aż do pewnego dnia. Pamiętam go doskonale. Był upalny dzień, a nasza klasa wybierała się na tygodniową wycieczkę nad morze. Jako, że nie zapełniliśmy wszystkich miejsc w autobusie nasza wychowawczyni postanowiła, że zabierzemy ze sobą klasę z innego miasta. Było to dość nietypowe, ale stwierdziła, że tak będzie weselej. Miała rację. Siedziałam razem ze znajomymi na końcu autokaru i kiedy zatrzymaliśmy się przed ich szkołą od razu rzuciłam się do okna. Moją uwagę od razu przykuł ciemnowłosy chłopak w niebieskiej bluzie. Moje serce zabiło kilka razy mocniej , a w brzuchu stado motyli podniosło się do lotu. Od dawna myślałam, że one już umarły, przecież tak długo się nie odzywały. 
- O ile zakład, że ten w niebieskiej będzie mój jeszcze w tym tygodniu? - zapytałam impulsywnie koleżankę, która siedziała obok. Ona strasznie lubiła podrywanie chłopaków i łatwe zakłady. Wszyscy wiedzieli, że ja nigdy nie miałam szczęścia do chłopaków. Od razu się zgodziła. Po chwili pożałowałam swoich słów, jak mogłam to powiedzieć! Idiotka ze mnie! Upatrzony chłopak usiadł niedaleko ze swoim znajomym i od razu zaczęli żywo nad czymś rozprawiać. Zagryzłam lekko wargę i przez cała podróż zastanawiałam się, co robić. Po dwóch może trzech godzinach autobus się zatrzymał, a nauczycielka powiedziała, że mamy pół godziną przerwę. Postanowiłam zostać w autokarze z nadzieją, że ona też zostanie. Moje modlitwy zostały wysłuchane!  Po kilku minutach podszedł do mnie i zapytał, czy może się przysiąść, oczywiście się zgodziłam, a jakże inaczej! 
- Jestem Kamil - przedstawił się. 
- Zuza - uśmiechnęłam się, ściskając podaną przez niego dłoń. Rozmowa się kleiła i wszystko szło bardzo dobrze. Kiedy reszta wróciła usiadłam na miejscu jego kumpla i całą drogę przegadaliśmy. 

***

          Trzeciego dnia jeden z chłopaków z drugiej szkoły zaprosił mnie i moje współlokatorki do gry w butelkę - czyli obowiązkowej zabawy każdej wycieczki! Od razu się zgodziłyśmy. Jak się okazało Kamil też był. Ucieszyłam się. Usiedliśmy na podłodze i zaczęła się gra. Po kilku kolejkach trafiło na mnie, a co najgorsze pytanie lub zadanie miała mi dac koleżanka, z którą się założyłam. 
- Biorę wyzwanie - powiedziałam hardo. Kinga - bo tak się nazywała- nachyliła się do mnie i powiedziała cicho. 
- Pocałuj go. 
Raz się żyje - pomyślałam i przygryzłam warge, patrząc na niego. Wzięłam głęboki wdech i nachyliłam się lekko. Nie sądziłam, że mój pierwszy pocałunek będzie tak wyglądał. Chyba od razu zrozumiał jakie miałam zadanie i by dalej tego nie przedłużać złączył nasze wargi w czułym pocałunku. Wplótł rękę w moje włosy i przyciągnął bliżej siebie. Stado motyli znów poderwało się do lotu. W głowie mi szumiało, to było cudowne. 

***

            Jeszcze tego samego dnia, albo raczej nocy, bo było koło dwudziestej czwartej, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Jeszcze nie spałam, moje koleżanki też. Z nadzieją, że to nie żaden z nauczycieli wstała i lekko uchyliłam drzwi. To był On. 
- Dasz się zaprosić na spacer? - zapytał, uśmiechając sie szelmowsko. 
- Ale nauczyciele...  - zaczęłam niepewnie.
- Cii... mamy jeszcze chwilę, poszli się zmienić.- Nauczyciele pilnowali nas na zmiany, by nikt nie wywinął takiego numeru jak Kamil. 
- Okej - zgodziłam się. Weszłam do pokoju po buty i bluzę i po chwili stałam po drugiej stronie drzwi. Szybko zeszliśmy na dół. Założyłam buty dopiero za bramą pensjonatu. 
- Gdzie idziemy? - zapytałam nagle, przerywając wszechobecną ciszę. 
- Na plażę - uśmiechnął się, łapiąc mnie raz rękę. Kiedy nie zobaczył mojego sprzeciwu splótł nasze palce w jedność. Czułam się przy nim takk niesamowicie, mimo tego, że znaliśmy się od kilku dni. 
- Zuza, musze ci coś powiedzieć - zaczął nagle. - Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale musisz wiedzieć, że jeszcze nigdy nie czułem się tak przy żadnej dziewczynie. Jesteś wyjątkowa. 
Serce zabiło mi mocniej. Uśmiechnęłam się pod nosem. No to zakład wygrany, ale doszły do tego uczucia, których się nie spodziewałam. 
- Wiesz, ja czuję dokładnie to samo - powiedziałam cicho, patrząc na swoje buty. Kamil stanął w miejscu i uniósł mój podbródek tak bym na niego spojrzała, po czym pocałował, ot tak! 

***

          Wracaliśmy już do domu. Bardzo zbliżyłam się do Kamila, stał się ważną częścią mojego życia. Kiedy autobus zatrzymał się przed jego szkołą nie powstrzymywałam się od wyjścia z nim. Przytulaliśmy się, obiecywaliśmy, że odległość nic nie znaczy, że już zawsze będziemy razem. Pocałował mnie po raz ostatni i musiałam wracać. 
Mieliśmy rację, odległość nic nie znaczyła. Jesteśmy szczęśliwi do tej pory. Nigdy nie dowiedział się, że na początku chodziło o zakład. Planujemy wspólną przyszłość, mam zamiar na czas studiów przeprowadzić się do jego miasta. Nic już nie zepsuje naszego szczęścia. Kocham go nad życie. 
  

_______
Cześć :) Jestem nową współautorką tego bloga i wstawiam wam tutaj moje opowiadanie, dzięki któremu tu jestem ^^ Przepraszam za wszelkie błędy :3 Czekam na wasze opinie. :)
Pozdrawiam, Naomi. 

Wolność

Mam już tego wszystkiego dosyć. Ile można siedzieć w swoim pokoju... Wszędzie kamery i ochrona. Nie do wytrzymania. To prawie jak w więzieniu. Czemu nie mogę wyjść spokojnie do ogrodu, albo przejść się do sklepu na zakupy. Nauczanie też w domu... Dziwię się, że mogę do toalety wejść sama.
Niestety, tak to już jest. Moi rodzice mają firmę, znaną na cały świat. Zastanawiam się kto by chciał mnie porwać. Może dla okupu, ale mieć kraty w oknach? Na serio wolałabym być w więzieniu.
Rozmyślałabym tak dalej, jednak przerwało mi pukanie do drzwi. Lekko się podniosłam.
-Proszę!
-Cześć. Jak się dzisiaj miewa nasza księżniczka?
Wszedł mój przyjaciel, Patrick. Od razu mówię, to mój PRZYJACIEL. Zwykle odwiedza mnie, bo jest jednym z ochroniarzy. Może sobie na to pozwolić. Poznaliśmy się, gdy byłam mała, a jego ojciec my głównym ochroniarzem. Przychodził do mnie bardzo często i tak już pozostało. Jesteśmy w tym samym wieku i świetnie się dogadujemy.
-Miałeś mnie tak nie nazywać...
-Och, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.- uwielbiam ten jego łobuzerski uśmiech.
-Nie podlizuj się tak.
Zawsze mogłam się mu wygadać lub wypłakać. Rodziców w domu nie było prawie cały czas. Naprawdę, nie wierzę, że im się to nie znudziło.
-[t.i.], rodzice przyjeżdżają jutro.- nie wiedziałam co oznacza jego niepewność.
-Nie interesuje mnie to.- odrzekłam, chyba za ostrym tonem.
-Nie o to chodzi. Pamiętasz jak mówiłaś, że chciałabyś się z tego miejsca wydostać. Będzie świetna okazja... Jeszcze dzisiaj.
-Jejku, nie wiedziałam, że mi pomożesz w takiej sprawie.
Cieszyłam się w duchu jak małe dziecko. Z tej fortecy nie łatwo wyjść. Miałam tylko nadzieję, że przez jego pomysł nie straci pracy... Nie pozwoliłabym na to.
-A jak inaczej. Posłuchaj mnie uważnie, bo mamy mało czasu...
Usłyszałam cały plan, po kolei. Wszystko opowiedział mi tak dokładnie, że nie wiem czy zapamiętałam te najdrobniejsze szczegóły. Pora rozpocząć... Moją misję.

Światła.
Krzyk.
Bieg.
Skok.
Upadek.
Syreny.
Torba.
Kamery.
Zamieszanie.
Mur.
Trawa.
Wolność...

Udało się!!! Nareszcie. Koszmar się skończył. Mimo, iż nie zbliżę się do tego miejsca, zapamiętam co zrobili dla mnie ci ludzie. Teraz jednak liczy się to, co przede mną.

"Wolę szybować wśród ptaków."


*********************************************************************************
Troszkę krótki wyszedł i przepraszam za to ;) 
Może macie jakieś pomysły na opowiadanie?  nb.buziaczek@onet.eu
Zachęcam do komentowania!!!
~ola


Obserwatorzy