Miejscami czułam się jak w obcym świecie. Nie pasowało mi wszystko... Tak, tak. Myślicie sobie, że jestem kapryśną dziewczynką. Po prostu wyrażam swoje zdanie i tyle. A tutaj - ja tu nie pasuję. Wszędzie piasek i tak mało kolorów. Nawet nie wysiadłam z samochodu, ale czuję ten upał, który zżera wszystko. Mama całą drogę milczała. Cieszyłam się, że nie będę musiała odpowiadać na jej bzdurne pytania. Z tyłu słychać było kopanie Dukata. Nie lubił podróżować, a w tej sytuacji tym bardziej. Nie wiem jak to się wszystko potoczy. Przecież, ja nie zamierzam z nikim współpracować. Wiem, że to może odmienić moje życie... Ale czy warto? Ta cała terapia, wydaje mi się oklepana. Może uda się pomóc Dukatowi. Wtedy, na mojej twarzy pojawi się uśmiech. A więc, niech się dzieje co chce. Ja odmawiam dalszego działania.
Po dwóch dniach podróży, udało nam się dojechać na... Pustkowie. No jasne, a czego mogłam się spodziewać. Chyba, nie luksusowych hoteli. Wszędzie pola, albo ten sam piasek. Trudno będzie, ale mam nadzieje, że przeżyję te kilka tygodni.
Postanowiłam przerwać, tą niezręczną ciszę.
-Ile nam jeszcze zostało drogi?
-Widzisz to gospodarstwo? Tam po lewo?
Spojrzałam w skazanym kierunku. To nie było zwykłe gospodarstwo. Nie takie z krowami i kurami. To było w stylu rancza... Dużego rancza. Nie powiem, zachwycił mnie ten widok. Łąki, na których pasą się konie. Kilka domków letniskowych. I jezioro. Przepięknie, ale czy tak będzie dalej. Może się okazać, że w środku będzie rudera, czy coś w tym stylu.
Kiedy moja rodzicielka zatrzymała pojazd, rozkazała abym poczekała w samochodzie. Czyżby nie uprzedziła nikogo o naszym przyjeździe. Zaczyna się robić ciekawie. Uchyliłam lekko szybę, aby móc usłyszeć rozmowę, która trwała już chwilę.
-Naprawdę, proszę pana. A co jeśli to jedyna szansa, żeby wyzdrowiał... Żeby wyzdrowieli.
-Nie jestem weterynarzem i nie mam za dużo czasu.
-Zapłacę.-tak, typowe zachowanie matki.
-Rozumiem pani rozpacz i współczuję, ale nie zamierzam niańczyć czyjegoś rozwydrzonego dziecka.-widziałam, że się zirytował.
-A co jeśli to pana dziecku stała się taka krzywda?
-Wtedy bym pomyślał.
Zauważyłam, że zbliża się do nich jakaś kobieta. Może to jego żona. Tak, na to wygląda.
-Kochanie, co się dzieje?
-Ta pani, uważa, że mogę pomóc jej córce i...
Dalej nie chciałam słuchać, więc przymknęłam szybę. Mam nadzieję, że wrócimy szybko do domu, nawet tu nie goszcząc.
Już po chwili, moje drzwi zostały uchylone i pojawiła się w nich mama.
-Ci mili ludzie, pozwolili nam mieszkać u siebie w domku za jeziorem. A co do tego zaklinacza koni... Powiedział, że jutro zaczniecie "treningi"- widziałam, że jest bardzo zdeterminowana.
-Jasne, ale ostrzegam. Nie zamierzam współpracować.
-Zobaczymy. A teraz, pomóż mi zanieść wszystkie rzeczy do środka. Tylko weź te lekkie rzeczy.
Uch, jak ona mnie denerwuje. No i po co ja wsiadłam do tego samochodu. Może lepiej było gnić w domu.
Po dwóch dniach podróży, udało nam się dojechać na... Pustkowie. No jasne, a czego mogłam się spodziewać. Chyba, nie luksusowych hoteli. Wszędzie pola, albo ten sam piasek. Trudno będzie, ale mam nadzieje, że przeżyję te kilka tygodni.
Postanowiłam przerwać, tą niezręczną ciszę.
-Ile nam jeszcze zostało drogi?
-Widzisz to gospodarstwo? Tam po lewo?
Spojrzałam w skazanym kierunku. To nie było zwykłe gospodarstwo. Nie takie z krowami i kurami. To było w stylu rancza... Dużego rancza. Nie powiem, zachwycił mnie ten widok. Łąki, na których pasą się konie. Kilka domków letniskowych. I jezioro. Przepięknie, ale czy tak będzie dalej. Może się okazać, że w środku będzie rudera, czy coś w tym stylu.
Kiedy moja rodzicielka zatrzymała pojazd, rozkazała abym poczekała w samochodzie. Czyżby nie uprzedziła nikogo o naszym przyjeździe. Zaczyna się robić ciekawie. Uchyliłam lekko szybę, aby móc usłyszeć rozmowę, która trwała już chwilę.
-Naprawdę, proszę pana. A co jeśli to jedyna szansa, żeby wyzdrowiał... Żeby wyzdrowieli.
-Nie jestem weterynarzem i nie mam za dużo czasu.
-Zapłacę.-tak, typowe zachowanie matki.
-Rozumiem pani rozpacz i współczuję, ale nie zamierzam niańczyć czyjegoś rozwydrzonego dziecka.-widziałam, że się zirytował.
-A co jeśli to pana dziecku stała się taka krzywda?
-Wtedy bym pomyślał.
Zauważyłam, że zbliża się do nich jakaś kobieta. Może to jego żona. Tak, na to wygląda.
-Kochanie, co się dzieje?
-Ta pani, uważa, że mogę pomóc jej córce i...
Dalej nie chciałam słuchać, więc przymknęłam szybę. Mam nadzieję, że wrócimy szybko do domu, nawet tu nie goszcząc.
Już po chwili, moje drzwi zostały uchylone i pojawiła się w nich mama.
-Ci mili ludzie, pozwolili nam mieszkać u siebie w domku za jeziorem. A co do tego zaklinacza koni... Powiedział, że jutro zaczniecie "treningi"- widziałam, że jest bardzo zdeterminowana.
-Jasne, ale ostrzegam. Nie zamierzam współpracować.
-Zobaczymy. A teraz, pomóż mi zanieść wszystkie rzeczy do środka. Tylko weź te lekkie rzeczy.
Uch, jak ona mnie denerwuje. No i po co ja wsiadłam do tego samochodu. Może lepiej było gnić w domu.
"Chciałabym móc, odfrunąć stąd jak najdalej."
*******************************************************************************
Możecie mnie zabić, pozwalam... Przepraszam, że take krótkie, ale brak czasu. Na początku lipca wyjeżdżam na kolonie (dwa tygodnie) i nie wiem czy coś jeszcze dodam. Na pewno w trakcie, będę pisała, jednak z internetem będzie kiepsko.
Dziękuję wszystkim, którzy czytają moje opowiadania. Buziaczki ;)
~ola