niedziela, 26 października 2014

Eneida cz.3

Pamiętacie czasy w swoim życiu, kiedy było beztrosko i przyjemnie, a przede wszystkim łatwo?
W pewnym momencie to wszystko zmieniało się diametralnie. Nie tylko dlatego, że dorastaliśmy,
po prostu sami komplikowaliśmy sobie życie...  Albo pojawiał się ktoś kto
podkładał nam kłody pod nogi. W każdym razie, u mnie pojawił się taki ktoś.
I wcale nie przypadkiem.
Nie poskładam życia w całość jeśli ciągle będę się zamartwiać czymś innym, prawda?
Wtedy postanowiłam, że nie będę już się tyle zamartwiała jak to będzie w przyszłości.
Zastanawiało mnie tylko jedno - czemu to wszystko tak się potoczyło. Nie powstrzymywałam łez,
bo to i tak nie miało sensu. Doskonale rozumiałam każdą cząstkę siebie. Niestety to tylko pogarszało sprawę. Bałam się zapomnieć i bałam się zapomnienia. Z każdym dniem, z każdym słowem, oddechem i krokiem ten strach się we mnie nasilał. Mimo wszystko musiałam stwierdzić, iż nic nie mogę na to poradzić.

Dzień jak co dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie, a rośliny wznosiły się ku niemu.
Miałam tylko jedno zmartwienie. Jak przedostać się do celi moich braci. Tak, dobrze przeczytaliście. Po tym jak nowa (prawdopodobnie) partnerka ojca wybudziła się ze snu, usłyszała śmiechy moich braci. Stwierdziła, że to niedopuszczalne by tak się zachowywać. Jako karę mieli zostać wygnani. Oczywiście, to trochę dziwne iż wstała i od razu zaczęła rządzić. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić. Wszyscy stali się jej posłuszni. Oprócz mnie i moich braci.
Jeszcze bardziej zastanawiające... Musiałam powrócić do rzeczywistości.
Wiedziałam  jak szybko dojść do lochów, tylko nie wiedziałam jak się tam dostać niezauważoną. Może były jakieś tajemne korytarze, ale nie miałam zamiaru ich szukać. Postanowiłam,
że po prostu tam wejdę. Powiem gdzie mają się udać i tyle.  Miałam plan, aby spotkać się z nimi i wyruszyć do innego królestwa. W końcu jaki miało sens pozostawanie tutaj? Mogłam zawalczyć, lecz serce podpowiadało mi co innego. 
Wymknęłam się z mojej komnaty i pewnym krokiem ruszyłam do celu. Nie brałam pod uwagi porażki, więc miałam nadziej,  że się uda. Zamek był ogromny, dlatego kilka minut przebyłam na piętrze, później schodziłam tylko w dół. Nie miałam wiele czasu na przemyślenia, bo większość czasu spędziłam na uważaniu na schodach. Nie dość, że były strome, to jeszcze sufit był bardzo nisko. Kiedy wreszcie zobaczyłam cele, udałam się do pierwszej z nich.
Niestety, była pusta. Podeszłam do następnej... trafione!!! Cała trójka moich braci spała i delikatnie pochrapywała.
Nie miałam serca ich budzić. W końcu powinni się wyspać, czeka ich długa podróż.
Zdecydowałam jednak, że informacja którą mam im przekazać jest ważniejsza.
-Aleksander. -szepnęłam. Niestety nic to nie dało. Spróbowałam jeszcze raz.
-Aleksander, Hamond, Thomas. Obudźcie się wreszcie.
Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Mieli aż taki twardy sen? Wtedy usłyszałam delikatne pomruki i chłopcy zaczęli się wybudzać. Podnieśli się powoli, lecz to Aleksander pierwszy przemówił.
-Co ty tutaj robisz? Wiesz, że jak cię znajdą Liliano to nie będzie miło.
-Tak, ze wszystkiego zdaję sobie sprawę. Wysłuchajcie mnie tylko uważnie i już zmykam.
Opowiedziałam im o moim planie. Mieli udać się na wschód, w kierunku królestwa Owerginii. Miałam tam dotrzeć razem z dwoma końmi. Miałam już w głowie plan jak wydostać się poza mury zamku, wydawało mi się to jednak nie realne. Na kolację postanowiłam się zjawić.
W końcu wtedy mogłam zebrać trochę jedzenia. Myślałam żeby pójść do kuchni. Nie sprawiła bym wrażenia podejrzanej. Tym czasem, weszłam po drodze do pokoi moich braci, aby zabrać trochę ich rzeczy. Nie wiedziałam jak to wszystko wziąć ze sobą. Miałam tylko dwa konie i na każdym postanowiłam, że umieszczę po jednym plecaku. Wparowałam do swojej komnaty i zaczęłam się pakować. Wszystkie potrzebne rzeczy były już na miejscu, wszystkie oprócz jedzenia.
Nie czekałam ani chwili dłużej. Skoro miałam jeszcze dwadzieścia minut do kolacji, to przy stole,
ani w kuchni nikogo nie powinno być. Oczywiście oprócz kucharzy. Nie traciłam już zbędnych sekund i pokierowałam się w stronę mojego celu. Miałam rację, przemknęłam się nie zauważona do jadalni i zabrałam parę rzeczy do plecaka, który trzymałam mocno w dłoniach. Później wpadłam do kuchni i nie zwracając uwagi na kucharzy, wzięłam wodę, jakieś przekąski, i mięso. Nie miałam pojęcia jak to wszystko zmieściłam, ale to nic. Powędrowałam z powrotem do mojego małego królestwa i przypomniało mi się o najważniejszej rzeczy. Przecież nie mogę nigdzie wyjechać bez leczniczego syropu matki. Zawsze miałam go w pokoju na wszelki wypadek. Kiedy byłam już gotowa, zaczęłam się szykować do spania. Rozmyślałam przy okazji, o moich braciach.
Byłam pewna, że świetnie sobie poradzą. Nie myślałam o tym co robię i już po chwili znajdowałam się w łóżku, w drodze do krainy snów.

"Będę walczyła tak długo, aż pewnego dnia stwierdzę: wywalczyłam sobie tę wolność."

*********************************************************************************
Cześć wszystkim... chyba się nie obrazicie, że tak dawno nie dodawałam nic - kompletnie nic. Ale cóż, szkoła goni, a ja i tak nie zamierzam rezygnować z tego bloga. Wiem, że jakoś dam radę. To jest jedna z moich odskoczni.
Ale mam nadzieję, że się przynajmniej podoba opowiadanie. ;)
~ola xx

niedziela, 28 września 2014

Eneida cz.2

-Thomas! Puść mnie, proszę...- starałam się załagodzić sytuację. -Przecież nie poszłam zbyt daleko. W każdej chwili wystarczyłoby, żebym głośno krzyknęła. Cała wioska by mnie usłyszała.
-Miałaś nie wchodzić do tego przeklętego lasu. Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji!? Nie tłumacz mi się, że nic nikomu nie grozi. Dobrze wiesz, że większość osób wierzy w magię...
Ale nie nasz ojciec. Niestety to on ma w tym królestwie najwięcej do powiedzenia. Póki nie znajdzie tej bestii, masz się nie wychylać poza mury zamku. Rozumiesz?- w tym momencie opuścił mnie na podłogę mojego pokoju.
-To nie jest bestia!!! Nie denerwuj mnie nawet. Widać, że odkąd matka zmarła,
 już nie wierzysz w to co przez tyle lat pielęgnowała.
-Nie chodziło mi o to Liliano. Masz swoją teorię i być może masz rację. Nie umiem zobaczyć tego co ty, bo ty jesteś wyjątkowa - po naszej matce. Jednak, dopóki mogę cię chronić, nie zrezygnuję z tego.
-W takim razie wyjdź. Chcę być sama.-  chciał coś powiedzieć, ale odwróciłam się do niego plecami.
Nie miałam ochoty na dalsze kłótnie. Może zachowałam się jak zwykłe, rozwydrzone dziecko...
Ale nie ma prawa mi mówić, że nie mogę chodzić do lasu, ani do ogrodu naszej matki. Thomas nie miał takiej więzi z naturą, jednak zawsze mnie rozumiał i zawsze się ze sobą zgadzaliśmy.
Nie wiem co się teraz wydarzyło. Wszyscy tłumaczyli mi, że chciał mnie chronić, tak jak pozostali bracia. Tyle, że oni dobrze wiedzieli, iż nie będę się ich słuchać. Tęskniłam za matką i robiłam wszystko aby o niej nie zapomnieć. Chciałam pamiętać jak wyglądała, jak się zachowywała i
nawet jak pachniała. Właśnie to mnie uszczęśliwiało. Do tej pory wysłuchiwałam kondolencji i
za każdym razem byłam jakby nie obecna. Nie mogłam zaprzeczyć, że to było trudne.
Zabrakło osoby, która trzymała naszą rodzinę i królestwo w całości. Część jej obowiązków przeszła na mnie. Mówię o pielęgnowaniu roślin i leczeniu ludzi. Nie zawsze mi się to udawało,
lecz starałam się i robiłam co mogłam. Chciałam pamiętać jej każde słowo.
Wiem, że nie mogłam tego osiągnąć. Liczyłam na cud.
W tym całym zamieszaniu znaleźć miejsce na swoje myśli, graniczyło z cudem.
Właśnie wtedy usłyszałam dzwony. Oznaczało to tylko jedno: wszyscy wrócili z polowania.
Wybiegłam ze swojej komnaty ile sił w nogach. Nie chciałam czekać, aż ktoś przyjdzie po mnie.
To co zobaczyłam przy wejściu, zupełnie zbiło mnie z tropu. Spodziewałam się całej grupy łowców i mojego ojca... Ujrzałam jedynie króla z kobietą na rękach. Krzyczał coś niewyraźnie do straży i służących. Po chwili przeszedł obok mnie i skierował się w stronę pokoi.
Wzrokiem odnalazłam braci i szybko do nich podeszłam.
-Co się stało?- mój głos zabrzmiał obco.
-Tę kobietę podobno zaatakowała ta sama bestia. To bardzo dziwne.- Aleksander jak zawsze był podejrzliwy.
Przez moje ciało przeszła dziwna siła, której nie byłam w stanie zinterpretować.
Jakby ktoś tutaj użył czarów... Nie podobało mi się to.
-Do której komnaty zabrał ją ojciec?
Bracia popatrzyli się na siebie, tak jakby zrozumieli. Jakby wyczuli to samo.
-Komnata naszej matki.- miałam ochotę coś rozbić. Jak to możliwe, że ona została zabrana do komnaty naszej matki. Tam nikt nie miał prawa wchodzić. Nikt, oprócz mnie i moich braci.
Ruszyłam do przodu, nawet nie myśląc za wiele. Wparowałam do pokoju nasze matki i zastałam tam tę kobietę. Spała, ale wcale nie wyglądała na bezbronną i zaatakowaną przez bestię.
Na dodatek, znów poczułam tę dziwną energię. Tyle, że to nie była eneida. To nie ona przepływała przez ten pokój. Było mi słabo, jakbym nie miała siły podparcia. Chciałam się dowiedzieć co to jest. Nie byłam tylko pewna czy to nie jest pułapka. Musiałam stamtąd wyjść. Pod drzwiami już czekało moje rodzeństwo. Mieli miny świadczące o tym, że coś było nie tak. Musiałam się spytać wprost.
-Też to czujecie?
Nie odpowiedzieli, tylko pokiwali głowami. Miałam nadzieję, że nie tylko oni to czuli.
Niestety bardzo się pomyliłam.
Całe królestwo oszalało. Ci którzy ją widzieli, robili wszystko by było jej jak najlepiej.
Reszta nie mogła się doczekać, aż ją ujrzą. Jeszcze dobrze się nie obudziła, a już panuje nad królestwem - czarami.
Musiałam czekać...

"Nic nie przychodzi w życiu bez walki."

 *********************************************************************************
Hej, mamy już drugą część Eneidy. Podoba się wam?
Pewnie zauważyliście już, że na blogu jest nowa współautorka. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło. ;)
~ola


sobota, 27 września 2014

Witam - współautorka

Witam serdecznie, od dnia dzisiejszego jestem współautorką tego bloga. :) Pod swoimi wpisami podpisywać się będę Melan - Myśląca Inaczej. Prowadzę bloga: http://skryte-wnetrze-duszy.blogspot.com/
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany kontaktem ze mną, to proszę napisać, e-mail podaję prywatnie.

Pozdrawiam Czytelników tego bloga,
Melan - Myśląca Inaczej

niedziela, 31 sierpnia 2014

Eneida cz.1

Moim najwcześniejszym wspomnieniem jest zapach rozgrzanej słońcem, brunatnej ziemi. Byłam wtedy jeszcze bardzo mała. Miałam może trzy, może cztery latka. Patrzyłam jak w obrazek, gdy matka swymi zwinnymi palcami wyciągała spod ziemi jakże delikatne korzenie. Wyjaśniała mi, że każda roślina, może żyć tylko dzięki zdrowym korzeniom. Wrastają one mocno w glebę, gdzie dostają potrzebne składniki. Powiedziała też bardzo cicho, że roślinę, którą się rozsadza, nazywają obuwikiem. Kiedy skończyła wszystkie swoje czynności, wzięła garść urodzajnej ziemi i pokazała mi jej energię. Niesamowicie było to zobaczyć. Grudki ziemi ożywały: były jak planety w kosmosie - księżyce okrążające planety, które nie mogły się uwolnić z wiru wokół swojego Słońca.
Zaskoczona i jednocześnie zafascynowana, spojrzałam na nasz ogród. W tamtym momencie wszystko wydawało się inne. W każdej roślinie zauważyłam niebieską poświatę. Energię i siłę, które przepływały przez każdą żywą istotę.
-To eneida, Liliano.-szepnęła. -siła natury. Krąży i opływa wszystko. Wodę, zwierzęta ludzi i rośliny. Jest nawet w powietrzu. A wszyscy stanowimy jej źródło. Póki się o nią troszczymy, nic jej nie grozi.
Słowa matki utkwiły mi głęboko w pamięci, na długo. Czułam jak od tamtej pory co się zmieniło. W moim sercu, jakiś głosik szeptał me imię, a w moich dłoniach i żyłach uwolniła się silna energia
- eneida.

Możecie się domyślać kim jestem. Postać drugoplanowa, ledwo dostrzegana, skrzywdzona przez los... Niechciane dziecko. Jak czarne kaczątko wśród łabędzi. Taką właśnie rolę odgrywałam na Dworze mojego ojca. Taką rolę mi narzucił i niestety musiałam dźwigać to brzemię. Kiedyś miałam dobre wspomnienia związane z ojcem, one po prostu się ulotniły. Nie wiem co się zmieniło. Może to ja jestem winna. W niczym nie przypominałam swoich braci. Oni są tak bardzo kochani przez ojca. Pewnie go rozczarowałam. Nie miałam szansy na bogaty mariaż, bo któż chciałby poślubić kogoś takiego jak ja? Zdawałam sobie sprawę, że mogłam być dla niego tylko utrapieniem.
Przyzwyczaiłam się do tego. Na szczęście miałam swoje miejsce, miejsce ofiarowane przez braci.
Jeśli o nich chodzi, to kochałam ich równie mocno jak matkę, kiedy jeszcze żyła.
Najstarszy z nich - Aleksander - miał zająć królewski tron. Przypominał ojca. Nie tylko dlatego, że miał tak samo ciemne włosy i oczy. Był również spokojny, opanowany i zrównoważony. To właśnie on starał się, aby moja suknia nie miała uwalanych ziemią brzegów, a we włosach nie czaiły się źdźbła trawy i malutkie gałązki.
Następny w kolejności był Hamond, najwyższy i raczej najprzystojniejszy z braci.
Złocista czupryna i zniewalający uśmiech matki. Niewyżyty i dowcipny,
swoim poczuciem humoru potrafił czasem rozproszyć grobowy nastrój ojca. Oczywiście był zwycięzcą wszystkich naszych dziecięcych gier i zabaw.
Thomas był mi najbliższy, zarówno pod względem wieku, jak i temperamentu. Nie był podobny do braci. Można było go nazwać myślicielem. Nos miał utkwiony cały czas w książkach. Mimo tego, zawsze znalazł czas by ze mną porozmawiać, albo pobawić się. Służył mi dobrą radą i nie miałam szans się na nim zawieźć. Mieliśmy ten sam odcień ciemnokasztanowych włosów. Jako jedyni z rodzeństwa odziedziczyliśmy po matce kolor oczu - barwę zielonych, świeżo rozwiniętych liści. Na tym moje podobieństwo do braci i matki się kończyło.
Niestety, byłam nijaka. Brzydka i nie wyróżniająca się niczym konkretnym. No dobrze, może trochę przesadzam. Po prostu nie byłam piękna, ani ładna. W sumie to na to samo wychodzi.
Mówiono i rozgłaszano, że Aleksander zasiądzie na tronie jako sprawiedliwy i potężny władca, Hamond zostanie lordem, jednocześnie idealnym obrońcom królestwa. A Thomas? Thomas miał zostać wybitnym uczonym. Jednak, nikt nie miał pojęcia kim zostanę ja. Zwykle patrzono na mnie ze współczuciem i troską. Zwykła marzycielka, która błądzi bez celu w świecie magii. Czułam, że na zawsze powinnam zostać tylko Lilianą.
Matka zginęła w lesie. Nikt nie wiedział co było tego powodem. Znaleziono jej ciało. Najprawdopodobniej zaatakowała ją bestia, czy też zwierzę. I tutaj pojawił się problem...

Od tamtego momentu zaczęli znikać ludzie. W Królestwie zapanował chaos i panika. Wszyscy łowcy - w tym mój ojciec - wyruszyli do lasu by zabić to stworzenie.
Matka nauczyła mnie jednak, że nie wszystko co wydaje się prawdziwe, ostatecznie musi takie być. Nie była jedyną wiedźmą i to chyba oczywiste. Za dużo było w tym niezwykłości. Przecież ze wszystkimi darami natury żyła w zgodzie. Ten kto zdołał uczynić tę zbrodnie, jest stracony.


"Kwiaty są pięknymi słowami i hieroglifami natury, którymi daje nam ona poznać, jak bardzo nas kocha"

*******************************************************************************
No to jednak będą dwie części tego opowiadania. Czemu? Szczerze to nie wiem, ale wydaje mi się, że napisałam teraz taki trochę wstęp. Czy wszyscy zauważyli, że starałam się wykreować średniowiecze? Mam nadzieję ;) xx
~ola


czwartek, 28 sierpnia 2014

Informacja!

Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać. Od razu przepraszam.
Następne opowiadanie dodam dopiero w niedzielę.
Wiem, że ostatnio strasznie zaniedbałam blog, ale rozumiecie - są wakacje!
Cały dzień jestem w stadninie, więc mam mało czasu na napisanie czegoś.
Mogę jedynie dać wam zapowiedź, tym razem trochę dziwna historia.

"Grudki ziemi ożywały: były jak planety w kosmosie - księżyce okrążające planety, które nie mogły się uwolnić z wiru wokół swojego Słońca. 
Zaskoczona i jednocześnie zafascynowana, spojrzałam na nasz ogród. W tamtym momencie wszystko wydało się inne. W każdej roślinie zauważyłam niebieską poświatę. Energię i siłę, które przepływały przez każdą żywą istotę. 
-To eneida, Liliano.-szepnęła. -siła natury. Krąży i opływa wszystko. Wodę, zwierzęta ludzi i rośliny. Jest nawet w powietrzu. A wszyscy stanowimy jej źródło. Póki się o nią troszczymy, nic jej nie grozi."

No to jak? Podoba się wam? Mam nadzieję,
bo postaram się napisać długie to opowiadanie.
A wracając do poprzedniego tematu - jak spędzacie wakacje?
Jestem bardzo ciekawa. Piszcie w komentarzach!!! ;) xx
~ola

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wypadek cz.8 (Ostatnia)

Łzy lały się po moich bladych policzkach. Byłam już wyczerpana, ale nie zamierzałam dać za wygraną.
-Straciłam ciebie! Ja to czuję...!!!- krzyczałam tak głośno jak tylko mogłam.
Dukat cwałował szybciej niż kiedykolwiek. Rżał przy tym przeszywająco. Nie starałam się już nawet zwracać uwagi na otoczenie. Wpadłam w trans.
W pewnym momencie zauważyłam, że koń daje mi sygnał. Jedno ucho opuścił w moją stronę.
W duchu strasznie się ucieszyłam, na zewnątrz byłam, jednak twarda. Nie poganiałam już tak Dukata. Zwolnił trochę, ale dalej galopował. Patrzyłam się mu prosto w oczy. Widziałam w nich jakieś uczucie. W tamtej chwili nie mogłam tego zinterpretować. Jego szyja była mokra od śliny, a całe ciało pokrywała sierść mokra od potu. Byłam bliska wyczerpania, ale za daleko zaszłam.
Po chwili, moja cierpliwość została wynagrodzona. Dukat, zniżył łeb tak nisko, iż prawie dotykał ziemi. To był ostatni sygnał. Nie czekałam dłużej, tylko odwróciłam się tyłem i spuściłam wzrok. Dźwięk stukotu kopyt ucichł i czekałam tylko z zapartym tchem, co się stanie dalej. Łzy wciąż nie chciały się zatrzymać. Wtedy poczułam oddech na swoim karku. Zesztywniałam, ale kilka sekund później odwróciłam się bardzo powoli, nadal ze spuszczonym wzrokiem. Bałam się tego co nastąpi. Podniosłam rękę i pogłaskałam Dukata po chrapach. Odsunęłam się o krok i ku mojemu zaskoczeniu on poszedł za mną. Dla upewnienia zrobiłam jeszcze kilka kółek. Przez ten cały czas podążał za mną. To znaczy, że się udało! Podskoczyłam z radości i wtuliłam się w szyję mojego starego przyjaciela. On natomiast, zarżał radośnie.
Nie wiem czemu, ale czułam się obserwowana. Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam Toma. Musiał widzieć całe to przedstawienie.
-Nie sądziłem, że wpadniesz na taki pomysł...- myślałam, że zaraz będzie mnie oczerniał -Ale udało ci się osiągnąć, coś czego nigdy bym nie potrafił. On poczuł miłość, którą dażył cie kiedyś i nigdy nie przestał. Tylko to uczucie było schowane głęboko pod bólem i cierpieniem.

Tamtego dnia nauczyłam się jak żyć. Dopiero wtedy ujrzałam toń prawdziwego świata. Nie przepuszczałam, że się tak zmienię. Mimo, że jeszcze nie wróciłam do swojego prawdziwego "ja", to już robię to co kocham. To co daje mi poczucie szczęścia, a nawet bezpieczeństwa. Robię to co jest nie osiągalne dla ludzi w moim stanie. Nie tylko psychicznym, ale i fizycznym. Z dumą powiem wam, że codziennie wsiadam na konia i jeżdżę. Uczę się od nowa. Tak jak zaczynałam żyć od nowa.

"Nie ma większej tajemnicy, niż magiczna więź między koniem a jeźdźcem."

*******************************************************************************
Mam nadzieję, że się nie gniewacie za to, że pozmieniałam to i owo. Jest zupełnie inne zakończenie i to tylko dlatego, że nie chciałam Was nudzić tym samym opowiadaniem. Cóż, jeśli będziecie chcieli mogłabym napisać dalsze części... Ale po co? (piszcie w komentarzach;)
Biorę się za nowe opowiadanie. Sądzę, że będzie jedno częściowe. A może jakieś pomysły>? xx
~ola

sobota, 16 sierpnia 2014

Wypadek cz.7

Szybkim krokiem przemierzyłam drogę do domu. Postanowiłam nie zawracać mu głowy
skoro nie chce. W końcu nie musi być dla mnie miły. To nie jest jego obowiązek.
Mam ochotę w coś uderzyć i to tak porządnie. Nigdy się tak nie zachowywałam...
Uch, zaraz eksploduję.
Weszłam do swojego pokoju i ułożyłam się na łóżku. No to pozostaje mi czekać,
co przyniesie jutro. Oby to nie trwało za długo... Jestem zbyt niecierpliwa.

*** Dwa tygodnie później***

Jesteście ciekawi co działo się przez te dwa tygodnie? Nawet jeśli tak, to nie ma co opowiadać. 
Tom codziennie ćwiczy "porozumienie" z Dukatem. Czasem, daje mu jakieś olejki na uspokojenie. Wykonują razem różne ćwiczenia. Póki co nie zbliżam się za bardzo do Dukata, aby wszystko co do tej pory osiągnęli, nie poszło na marne. Według mnie, za dużo to nie osiągnęli. 
Jednak, muszę przyznać, że wspaniale jest patrzeć jak ten koń galopuje. 
Pamiętam jak na nim jeździłam. To było niesamowite. Był silny, czasem się przepychaliśmy, kończyło się na tym, że leżałam na ziemi...
Oczywiście to była zabawa, nigdy mi nie zrobił krzywdy. Gdy tak wspominam te czasy, uśmiech powoli wkrada mi się na usta. Dzisiaj z tego co wiem jest "wolne", ponieważ Tom musi coś załatwić ze swoją żoną. A właśnie, najbardziej miłą osobą jest jego żona - Diana. Rozmawiałyśmy kilka razy i wydać było, że mnie rozumie. 
Postanowiłam wyjść dzisiaj z pokoju... I wybrać się nad jezioro. Tak, to chyba najlepszy pomysł. A to jeziorko wcale nie jest tak daleko. Ubrałam się w coś wygodnego, zabrałam kule i mówiąc krótkie: wrócę późno, wyruszyłam w drogę. 
Okolice tutaj, były piękne. Chociaż mogło by być mniej piasku... A więcej zieleni.
Gdy doszłam do celu, zaparło mi dech. Jeszcze lepiej to wszystko wyglądało, niż można było sobie wymarzyć. Zauważyłam dużego dęba przy samym brzegu i tam właśnie skierowałam swoje kroki.
Usiadłam w cieniu i zamknęłam oczy. Uwielbiałam takie chwile, sam na sam z naturą.
To wszystko przerwał mi dźwięk nadchodzących kroków.
-Nie przeszkadzam?- był to chłopak trochę starszy ode mnie. Lekko pokręcone blond włosy, niebieskie oczy... Chyba za bardzo się rozmarzyłam.
-Nie, nie przeszkadzasz.
-A mogę się przysiąść?- jego głos był tak przyjemny dla uszu, że chciałam by mówił cały czas.
-Jasne... Tak, siadaj.- czy ja się jąkam?
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut... A może godzin? Nie mam pojęcia, ale to nie była niezręczna cisza, tylko przyjemna. Normalni ludzie pewnie zaczęli by rozmowę. Nie obchodziło mnie to w tamtym momencie. Zainteresowało mnie tylko jedno - kim on był?
Przypominał mi kogoś. Widziałam już te rysy twarzy, tak znajome, a nie mogłam sobie przypomnieć. Dziwiło mnie jeszcze jedno. Co on tutaj robił? Chciałam się go spytać, ale mnie uprzedził. 
-Masz na imię Grace? 
-Tak, skąd to wiesz?- nie kryłam zdziwienia. 
-Mój ojciec pracuje z twoim koniem. Trochę mi  o tobie opowiadał. Niestety nie miałem szansy z Tobą porozmawiać. No wież, oprócz szkoły, mam tu kilka obowiązków. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Tom mu coś o mnie opowiadał. Oby coś dobrego. 
-Widziałeś Dukata?- postanowiłam omijać drażliwy temat. 
-Mhm, piękny koń. Co się właściwie stało, że tu z nim przyjechałaś? 
-Nie lubię o tym rozmawiać.- podwinęłam jedynie nogawkę spodni, aby mu trochę objaśnić.
-Przykro mi, naprawdę.- mimo wszystko, powiedział to szczerze.
-Wiesz, że nie powiedziałeś mi jeszcze swojego imienia?
-No tak, faktycznie. Aleksander.
-Hmm, muszę się zbierać. Do zobaczenia Alex.- tak bardzo nie chciałam iść. Niestety, słońce powoli zachodziło, a nie byłam pewna co może mnie tu spotkać w nocy.
Coś mnie jednak zaciekawiło w stajni, gdy obok niej przechodziłam. Konie powinny już spać, lecz z jednego boksu wychylał się znajomy łeb. Podeszłam trochę bliżej, by zobaczyć jego oczy. Były spokojne, jednak czujne. Nie zauważyłam w nich furii, dopóki nie zbliżyłam się jeszcze bardziej.
Dukat odskoczył do tyłu i zarżał. Właśnie wtedy, do głowy wpadł mi głupi pomysł.
Z pułki wzięłam uwiąz i kantar. Pomyślałam sobie: raz się żyje, i weszłam do boksu. Najszybciej jak mogłam, podeszłam do konia i próbowałam założyć ogłowie. Dukat chciał mnie ugryźć i już miał stanąć dęba, jednak byłam szybsza. Stanęłam z jego lewej strony, zapięłam do końca kantar i doczepiłam uwiąz. Trzymałam go mocno, chociaż się wyrywał. Wyszłam z nim i skierowałam się do lążownika. Może już nie jeżdżę konno, ale doskonale wiem jak się nimi zająć. W końcu te 5 lat jazdy i nauki nie mogły pójść na marne. Przypatrywałam się, jak Tom z nim pracuje i teraz była moja jedyna szansa. Kiedy zamknęłam bramę i odwiązałam Dukata, stanął dęba i pogalopował na drugi koniec. Już miał na mnie zaszarżować, ale liną uderzyłam tuż przed jego przednimi kopytami. Odsunął się i tym samym na chwilę odpuścił. Nie tracąc czasu, kolejny raz uderzyłam liną o ziemię, tym razem obok tylnych kopyt i koń puścił się cwałem. Z trudem nadążałam za jego wzrokiem i uparcie patrzyłam mu w oczy. Nagle niebo rozświetliła błyskawica, już po chwili można było usłyszeć straszliwy huk oraz mocne dudnienie deszczu. Dukat się przestraszy i przyspieszył. Tym razem wbiegł na środek i ruszył prosto na mnie. Nawet nie miałam w planach, aby się ruszyć.
-Co się z tobą stało!!! To nie była moja wina! Nie chciałam tego!!!- krzyczałam i zamachnęłam się liną, a koń odskoczył tuż przede mną.
-Też na tym ucierpiałam! Ale nie masz prawa winić tylko mnie!!!- dawałam upust emocją i chociaż on mnie nie rozumiał, cierpiał razem ze mną.

"Pragnę tylko Twojego szczęścia."

*******************************************************************************
Hej, dzisiaj mamy 7 część "Wypadku". Jak wam się podoba?
@recenzjeblogow napisali recenzje o moim blogu. Chcecie zobaczyć? (Recenzja)
Macie jakieś życzenia odnośnie opowiadań? Piszcie co tylko chcecie na mój e-mail.
Do następnego :) xx
~ola

Obserwatorzy