niedziela, 26 października 2014

Eneida cz.3

Pamiętacie czasy w swoim życiu, kiedy było beztrosko i przyjemnie, a przede wszystkim łatwo?
W pewnym momencie to wszystko zmieniało się diametralnie. Nie tylko dlatego, że dorastaliśmy,
po prostu sami komplikowaliśmy sobie życie...  Albo pojawiał się ktoś kto
podkładał nam kłody pod nogi. W każdym razie, u mnie pojawił się taki ktoś.
I wcale nie przypadkiem.
Nie poskładam życia w całość jeśli ciągle będę się zamartwiać czymś innym, prawda?
Wtedy postanowiłam, że nie będę już się tyle zamartwiała jak to będzie w przyszłości.
Zastanawiało mnie tylko jedno - czemu to wszystko tak się potoczyło. Nie powstrzymywałam łez,
bo to i tak nie miało sensu. Doskonale rozumiałam każdą cząstkę siebie. Niestety to tylko pogarszało sprawę. Bałam się zapomnieć i bałam się zapomnienia. Z każdym dniem, z każdym słowem, oddechem i krokiem ten strach się we mnie nasilał. Mimo wszystko musiałam stwierdzić, iż nic nie mogę na to poradzić.

Dzień jak co dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie, a rośliny wznosiły się ku niemu.
Miałam tylko jedno zmartwienie. Jak przedostać się do celi moich braci. Tak, dobrze przeczytaliście. Po tym jak nowa (prawdopodobnie) partnerka ojca wybudziła się ze snu, usłyszała śmiechy moich braci. Stwierdziła, że to niedopuszczalne by tak się zachowywać. Jako karę mieli zostać wygnani. Oczywiście, to trochę dziwne iż wstała i od razu zaczęła rządzić. Niestety nie potrafiłam tego wyjaśnić. Wszyscy stali się jej posłuszni. Oprócz mnie i moich braci.
Jeszcze bardziej zastanawiające... Musiałam powrócić do rzeczywistości.
Wiedziałam  jak szybko dojść do lochów, tylko nie wiedziałam jak się tam dostać niezauważoną. Może były jakieś tajemne korytarze, ale nie miałam zamiaru ich szukać. Postanowiłam,
że po prostu tam wejdę. Powiem gdzie mają się udać i tyle.  Miałam plan, aby spotkać się z nimi i wyruszyć do innego królestwa. W końcu jaki miało sens pozostawanie tutaj? Mogłam zawalczyć, lecz serce podpowiadało mi co innego. 
Wymknęłam się z mojej komnaty i pewnym krokiem ruszyłam do celu. Nie brałam pod uwagi porażki, więc miałam nadziej,  że się uda. Zamek był ogromny, dlatego kilka minut przebyłam na piętrze, później schodziłam tylko w dół. Nie miałam wiele czasu na przemyślenia, bo większość czasu spędziłam na uważaniu na schodach. Nie dość, że były strome, to jeszcze sufit był bardzo nisko. Kiedy wreszcie zobaczyłam cele, udałam się do pierwszej z nich.
Niestety, była pusta. Podeszłam do następnej... trafione!!! Cała trójka moich braci spała i delikatnie pochrapywała.
Nie miałam serca ich budzić. W końcu powinni się wyspać, czeka ich długa podróż.
Zdecydowałam jednak, że informacja którą mam im przekazać jest ważniejsza.
-Aleksander. -szepnęłam. Niestety nic to nie dało. Spróbowałam jeszcze raz.
-Aleksander, Hamond, Thomas. Obudźcie się wreszcie.
Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Mieli aż taki twardy sen? Wtedy usłyszałam delikatne pomruki i chłopcy zaczęli się wybudzać. Podnieśli się powoli, lecz to Aleksander pierwszy przemówił.
-Co ty tutaj robisz? Wiesz, że jak cię znajdą Liliano to nie będzie miło.
-Tak, ze wszystkiego zdaję sobie sprawę. Wysłuchajcie mnie tylko uważnie i już zmykam.
Opowiedziałam im o moim planie. Mieli udać się na wschód, w kierunku królestwa Owerginii. Miałam tam dotrzeć razem z dwoma końmi. Miałam już w głowie plan jak wydostać się poza mury zamku, wydawało mi się to jednak nie realne. Na kolację postanowiłam się zjawić.
W końcu wtedy mogłam zebrać trochę jedzenia. Myślałam żeby pójść do kuchni. Nie sprawiła bym wrażenia podejrzanej. Tym czasem, weszłam po drodze do pokoi moich braci, aby zabrać trochę ich rzeczy. Nie wiedziałam jak to wszystko wziąć ze sobą. Miałam tylko dwa konie i na każdym postanowiłam, że umieszczę po jednym plecaku. Wparowałam do swojej komnaty i zaczęłam się pakować. Wszystkie potrzebne rzeczy były już na miejscu, wszystkie oprócz jedzenia.
Nie czekałam ani chwili dłużej. Skoro miałam jeszcze dwadzieścia minut do kolacji, to przy stole,
ani w kuchni nikogo nie powinno być. Oczywiście oprócz kucharzy. Nie traciłam już zbędnych sekund i pokierowałam się w stronę mojego celu. Miałam rację, przemknęłam się nie zauważona do jadalni i zabrałam parę rzeczy do plecaka, który trzymałam mocno w dłoniach. Później wpadłam do kuchni i nie zwracając uwagi na kucharzy, wzięłam wodę, jakieś przekąski, i mięso. Nie miałam pojęcia jak to wszystko zmieściłam, ale to nic. Powędrowałam z powrotem do mojego małego królestwa i przypomniało mi się o najważniejszej rzeczy. Przecież nie mogę nigdzie wyjechać bez leczniczego syropu matki. Zawsze miałam go w pokoju na wszelki wypadek. Kiedy byłam już gotowa, zaczęłam się szykować do spania. Rozmyślałam przy okazji, o moich braciach.
Byłam pewna, że świetnie sobie poradzą. Nie myślałam o tym co robię i już po chwili znajdowałam się w łóżku, w drodze do krainy snów.

"Będę walczyła tak długo, aż pewnego dnia stwierdzę: wywalczyłam sobie tę wolność."

*********************************************************************************
Cześć wszystkim... chyba się nie obrazicie, że tak dawno nie dodawałam nic - kompletnie nic. Ale cóż, szkoła goni, a ja i tak nie zamierzam rezygnować z tego bloga. Wiem, że jakoś dam radę. To jest jedna z moich odskoczni.
Ale mam nadzieję, że się przynajmniej podoba opowiadanie. ;)
~ola xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy